A co, gdyby Alicja po narkotycznym odlocie zaszła w niechcianą ciążę i spodziewała się Antychrysta? Zdarzają się też takie przypadki.
Alicję, która w pogoni za białym królikiem pognała do Krainy Czarów, znają chyba wszyscy. Spoglądając na nią w pierwszej chwili, dostrzeżemy niegroźną opowieść o dziewczynce, która jadła wszystko, co miało informacje o zdatności do spożycia. Wcale jednak nie tak trudno patrzeć na nią w zupełnie inny sposób. Co bowiem, jeżeli jej losy były jedynie tripem na halucynogennych środkach? Skutkiem wciągania, łykania, palenia i wcierania narkotyków lekkich, twardych i al dente? W takiej sytuacji wszelkie smakołyki uśmiechające się i szepczące „zjedz mnie” jawić się mogą jako zmaterializowane podszepty świadomości pragnącej nieustannie nowych narkotycznych doznań. Alicji popuściły hamulce, więc teraz spróbuje wszystkiego. A szeroki i niepokojący uśmiech kota z Chesire? Przecież to nic innego jak radość rysująca się na twarzy dilera podziwiającego, jak niewinna duszyczka zatapia się powoli w Krainie Opiatów, by wyjść z tej podróży całkowicie uzależniona. Wyobraźcie sobie, że Alicja budzi się po tej narkotycznej przygodzie gdzieś w brudnej i cuchnącej moczem melinie, nienawidząca samej siebie i swojego życia złożonego po równo z porażek, rozczarowań i smutku. Tak właśnie wygląda codzienność tej drugiej Alicji…
Główna bohaterka nienawidzi wszystkiego. Nieczułych rodziców, idealnej współlokatorki, znajomych ze studiów i obcych w autobusach. Nienawidzi uczelni, turystów, Krakowa, swojego życia i całego świata ze wszystkimi jego pasażerami. Przy niej Schopenhauer prezentuje się niczym jowialny wujaszek, do którego pragnie się pojechać na wakacje, a wieczorami słuchać przy kominku jego opowieści. W wypełniającej dziewczynę awersji do każdego elementu rzeczywistości zabrakło jednak nieco asertywności. Mimo pogardy dla studenckich uciech daje się wyciągnąć na oblewanie sesji, którą sama już wcześniej skutecznie oblała. Otumaniona alkoholem, narkotykami i chaotyczną muzyką zostaje zaciągnięta do klubowej łazienki, wykorzystana i porzucona nieprzytomna w parku. Kac moralny, ból głowy oraz pogarda dla samej siebie to nie wszystko, z czym następnego dnia budzi się Alicja. W jej ciele zaczyna rozwijać się nowe życie. W podobnych historiach dziecko często odgrywa rolę niespodziewanej siły odmieniającej życie głównych bohaterów. Jest promyczkiem nadziei i wielkim reaktorem produkującym niewyczerpane pokłady miłości. Problem jest taki, że Alicja pozostaje konsekwentna w swoich życiowych przekonaniach. Dziecka również nienawidzi i pragnie się go pozbyć. Nic jednak nie idzie po jej myśli. Świat dziewczyny zaczyna stawać na głowie, a otaczająca ją rzeczywistość skutecznie odmawia właściwego działania.
Porównanie do Alicji Charlesa Dodgsona nie jest przypadkowe i wcale nie opiera się jedynie na wspólnym imieniu bohaterek. Aleksandra Zielińska w Przypadku Alicji nieustannie przemyca nawiązania do bajkowego pierwowzoru, nie pozostawiając czytelnikowi wątpliwości co do źródła inspiracji. Dziewczyna zaprzyjaźnia się z transseksualnym nastolatkiem, który rozpływa się niczym mgła, ludzie szczerzą się do niej nienaturalnie bogatym uzębieniem, jej matka jest okrutna niczym Królowa Kier, biały królik nigdzie się nie śpieszy, ale jest zakrwawiony i chyba ma wściekliznę, a zamiast kolorowych stworzeń i potworków Alicja nieustannie napotyka szczury i na wpół martwe koty. No dobra, nie wszystko się zgadza i jest tak jak w oryginale. Autorka przedstawia Alicję w Krainie Czarów w krzywym, zniszczonym i brudnym zwierciadle, wprowadzając w ten sposób atmosferę nieprzyjemnej i wypaczonej baśni. Świat otaczający bohaterkę skąpany jest w szarościach, pokryty śladami krwi i rozdrapanymi strupami. Niewiele ma w sobie z bajkowości. Znacznie więcej z koszmaru.
Przypadek Alicji to niejasna i nieprzyjemna historia zatopiona w płytkim śnie z przebłyskami absurdu. Przypomina bardziej gorączkowe zwidy niż bajkę o księżniczce Disneya. Książka w dużej mierze stanowi psychologiczne studium nastolatki zmagającej się z niechcianą ciążą. Sama bohaterka pomimo tragicznej sytuacji na każdym z życiowych frontów wcale nie wzbudza bezwzględnego współczucia. Z osobowości bliżej jej do czarnego charakteru, a ewentualna przemiana i szczęśliwe zakończenie niespecjalnie chcą się pojawić na horyzoncie.
Element nadnaturalny przewijający się wokół Alicji niewiele ma w sobie klasycznych brzmień. Jest go niewiele, jest subtelny w natężeniu, lecz makabryczny i nieprzyjemny w formie. I co najważniejsze pozostaje bez odpowiedzi i wyjaśnień. Takie właśnie powinny być porządne dziwności w horrorach. Losy Alicji przypominają w dużej mierze to, co spotkało Imp z
Tonącej dziewczyny. Caitlín R. Kiernan. Obie widzą niewytłumaczalne rzeczy, błędy w rzeczywistości, zjawiska przypominające senne majaki na jawie. Tylko czy to dzieje się naprawdę, czy może to jedynie nadwyrężona psychika dziewczyn nie radzi sobie z przykrymi i bolesnymi doświadczeniami?
Zielińska w oczywisty (lecz z całą pewnością nie w banalny) sposób wykorzystuje powieść Conrada, nadając jej duszny, oniryczny i nieprzyjemny klimat. Co jednak, jeżeli w Przypadku Alicji ukryte zostało silne nawiązanie do Dziecka Rosemary? Jeżeli to wszystko jest sprawką sił nieczystych, a w brzuchu nastolatki zamiast zdrowego uśmiechniętego dziecka rośnie równie uśmiechnięty mały demon z ogromnym naddatkiem zębisk w paszczy? Wtedy i Alicja stałaby się w naszych oczach inną postacią. Jej nienawiść, chociaż nie do końca świadoma, wymierzona była w potwora. Może to instynkt macierzyński ostrzegł ją przed zagrożeniem. W takim przypadku Alicja stałaby się heroiną, na której barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Kto jednak może wiedzieć na pewno, jaka była prawda? Ta niewiedza jest piękna i przerażająca zarazem.
RuBryka Popkulturalna ocenia 8/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl