Alicja, studentka farmacji budzi się pewnego styczniowego poranka na krakowskim Podgórzu. Wycieńczona i brudna wraca do domu z klubu Kitsch. Nie jest sama. Od tej pory towarzyszy jej pamiątka tej nocy, rosnący pod sercem pasożyt. Miasto też wygląda inaczej, pojawiają się szczury, królik albinos i nowy przyjaciel - Kotek.
Przypadek Alicji to połączenie prozy obyczajowej, ukazującej różne aspekty życia, w tym wchodzenie w dorosłość z grozą miejską. Niesamowitością, jaką zdolny jest zaserwować tylko ludzki umysł. Czy może szaleństwem, bo jak inaczej nazwać stan, gdy nie wiemy czy to co nas spotyka jest jawą czy snem?
Autorce udało się umiejętnie wpleść w akcję powieści wiele nawiązań popkulturowych. Widać odniesienia m.in. do Alicji z Krainy Czarów Carrolla, Czarnoksiężnika z Krainy Oz, pojawia się ukłon w stronę Szczęśliwej ziemi Orbitowskiego, a mottem są jego słowa, że realne jest to, co nam służy. Do tego dochodzi Miasteczko Twin Peaks, Monty Python i Święty Graal oraz sąsiad namiętnie słuchający Slayera. Wszystko doskonale współgra z całością, nie ma się wrażenia, że wtłoczone zostało na siłę w celu uatrakcyjnienia powieści.
Doskonale zarysowany jest też portret głównej bohaterki. Możemy dobrze poznać nie tylko samą Alicję, ale też jej rodzinę, nie tak idealną jak to na pierwszy rzut oka wygląda. Nerwowa matka, wycofany ojciec, który nie chce zająć żadnego stanowiska i rodząca dziecko za dzieckiem siostra. Taka rodzina nie mogła wychować osoby poukładanej i szczęśliwej, radzącej sobie z problemami. Stworzyła Alicję, którą Kraina czarów zdaje się przerastać.
Ważnym elementem powieści jest tło - Kraków pozbawiony magii. Pełen rozwrzeszczanych turystów, studentów, pijaczków wieczorami opróżniających tanie wina. Aleksandra Zielińska mimo, że nie urodziła się w Grodzie Kraka, zna i czuje to miasto. Podobnie jak Orbitowski potrafi ukazać jego niesamowity nastrój, jednocześnie obdzierając z pocztówkowego blichtru. Zaniepokoić i otworzyć przed nami inny świat. Miasto w mieście, miejsce w którym na każdym kroku czai się coś złego.
Zielińska prowadzi nas w niszczejące PRL-owskie osiedla, parki, wypełnione turystami place, szemrane kluby i bary. Koniec końców trafiamy jednak tam, gdzie autorka przygotowała dla nas miejsce: Krainy czarów, czy może piekła. Jak zwał tak zwał, bo jak pisze Zielińska, każdy ma taką Krainę czarów na jaką sobie zasłużył.
Autorce gratuluję tak udanego debiutu, i to w serii Archipelagi, która zawsze kojarzy mi się z najlepszą literaturą. Bo co do tego, że to dobra powieść, którą warto przeczytać nie mam najmniejszych wątpliwości. Wpadnijcie do króliczej nory i odwiedźcie Krainę czarów Alicji. Pełną mroku, lęków, przerażenia, niepewności, ale chwilami nie pozbawioną też humoru. Polecam, to na pewno nie będzie zły trip.