„Nie jestem idealny, ale obiecuję, że będę cię rozpieszczał”… A potem? Potem to być może nawet cię zabiję…
Samoistna, nienależąca do żadnego cyklu powieść Diany Brzezińskiej okazała się całkiem przyjemną książką.
Fabuła „On” obraca się w towarzystwie bohaterów dobrze znanych z innych książek autorki. Tutaj trafiłam na największą ofermę w szczecińskim wymiarze sprawiedliwości, prokuratora Szymona Tomaszewskiego, któryż to ewidentnie minął się z powołaniem oraz na markotnego, a wręcz posępnego policjanta Jakuba Klimka. Epizodycznie pojawia się też moja ulubiona zołza czyli prokurator Gabriela Sawicka, która wtrąciła swoje trzy grosze aby pomóc przyjacielowi niedojdzie.
Razem rozwiązują sprawę psychopatycznego uwodziciela kobiet.
Fabuła w dużej mierze opiera się na aspekcie psychologicznym. Zachowanie tajemniczego M. względem kobiet, które uwodzi nie stanowią jednak niczego odkrywczego bowiem tutaj akurat autorka bardzo dobrze przedstawiła temat. Mniej zrozumiałe są już dla mnie zachowania kobiet, które M. wybiera na swój obiekt. Czy naprawdę ta nasza płeć piękna jest taka płytka? Za kilka pięknych, czułych słówek potrafi bez mrugnięcia okiem porzucić całe swoje dotychczasowe życie i podążać za chwilową mrzonką? W ten wątek nie bardzo chcę uwierzyć ponieważ my, kobiety, mamy raczej skłonności do robienia analizy zysków i strat i spontaniczne akcje, zwłaszcza w przypadku kobiet około czterdziestoletnich, są rzadkością. Nie wiem czy to jest aż tak proste: zobacz, jesteś nieszczęśliwa. Ja sprawię, że poczujesz się lepiej. I kobieta w jednej chwili stwierdza, że jej dotychczasowe życie jest nic niewarte, a oto przed nią stoi odpowiedź na wszystkie jej problemy. M. dokładnie realizował swój plan, a Anna od razu wpadała w jego sidła. Bezrefleksyjnie, jakby w mgnieniu oka ten mężczyzna odebrał jej zdolność logicznego myślenia i instynkt samozachowawczy. Tego wątku nie kupuję. A przynajmniej nie w całości.
Trochę też trąciły sztucznością dialogi między M. a Anną. Nie czułam w nich pasji, uwodzenia, nie było w nich żadnej głębi, podprogowych przekazów. Jakby autorka nie końca wiedziała jak takie rozmowy powinny wyglądać. Jak na rozmowę z psychopatą trochę słabo (porównując to chociażby do książek innego autora, który z psycholami ma za pan brat). Nic mnie w tym nie niepokoiło, nie sprawiło, że poczułam się nieswojo, nie skłoniło mnie do przemyśleń w stylu „Anno, uciekaj!”, myślałam bardziej, że sama jest sobie winna. Nie byłam ani po stronie ofiary, ani sprawcy.
Jedyną osobą, której szczerze kibicowałam w tej fabule był Marcel Jeleński, który przez nieudolność policji omal nie trafił za kratki.
I powiedzcie mi proszę, czy to możliwe, że w dzisiejszych czasach jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o fotowoltaice? Dziki śmiech mnie ogarnął na dialog Anny z M. Anna pyta M. czym się zajmuje, a on jej mówi, że instalacjami fotowoltaicznymi. Ona na to odpowiada jak słodka idiotka: "Co to jest? Nigdy o tym nie słyszałam." Serio? Czy w 2018 roku (bo około wtedy toczy się akcja) naprawdę ktoś jeszcze nie słyszał o tej tematyce? A szczególnie dość rzutki i zdolny pracownik banku (bo tak jest przedstawiona Anna). To strasznie infantylny i śmieszny wątek.
Ale ujmując książkę jako całość to przyznaję szczerze, że mi się podobała. Była dla mnie trochę na otarcie łez po wilczej tetralogii, bo trochę tęsknię za tamtymi bohaterami i świetnie się wpasowała w mój syndrom odstawienia po Wilkach. Mnie książki Diany czyta się bardzo dobrze z uwagi na jej lekki i nieprzekombinowany styl. Trafiają do mnie bez zbędnego główkowania.
Żałuję, że na koniec nie zwyciężyła sprawiedliwość... No ale w sumie czego mogłam się spodziewać po Szymonie?
To była naprawdę udana noc.
Ten M. na okładce całkiem ładny...
PS – Ani dziękuję za urozmaicające rozmowy okołoksiążkowe :) i przepraszam, że nie znalazłam tej zamordowanej starszej pani :))))