Do przeczytania „Ostatniej bitwy templariusza” Arturo Pérez-Reverte zainspirowała mnie informacja o trwających zdjęciach do filmu realizowanego na podstawie książki. Zdjęcia trwały, więc kupiłam powieść i odłożyłam na półkę, gdzie czekała na przeczytanie do stycznia/lutego tego roku. Światowa premiera filmu odbyła się w październiku 2022 roku. Film wyprodukowano w kooperacji hiszpańsko-kolumbijsko-amerykańskiej, a tytuł oryginalny to „The Man from Rome”. Na dzień dzisiejszy nie było jeszcze polskiej premiery. Zatem zdążyłam z realizacją założenia, że „najpierw książka, potem film”.
Powieść określana jest mianem thrillera, sensacji czy też kryminału. Muszę przyznać, że w trakcie czytania trudno mi było jednoznacznie zaklasyfikować „Ostatnią bitwę templariusza” do którejkolwiek z tych kategorii. Po jej skończeniu nadal mam z tym problem. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to stwierdzenie, że Arturo Pérez-Reverte napisał powieść o poszukiwaniu sensu życia. Wątek kryminalny w powieści zdaje się być jedynie szerokim tłem dla rozterek, przemyśleń, wątpliwości i dylematów bohaterów – głównych i drugoplanowych. Akcja toczy się leniwie, jakby w zwolnionym tempie. Dialogi przerywane są przemyśleniami bohaterów, opisami Sewilli, w której toczy się akcja, dlatego też trzeba powieść czytać dość uważnie. Na pewno nie jednym tchem. Myślę, że autor zawarł w niej wiele własnych spostrzeżeń. Z niektórymi z nich w pełni się zgadzam. W ogóle w książce roi się od tzw. mądrych myśli. Oto kilka próbek:
Życie to katastrofa morska, a każdy pływa jak umie.
Albo:
Życie jest śmiercionośne, powiedział sobie. Zawsze cię wykańcza.
Albo (z zastosowaniem do różnych profesji):
Tyle księży jest w tę sprawę zamieszanych, że nie wiadomo, po której stronie stanie Bóg.
Nie znajdziemy w powieści idealnego bohatera. Każda z postaci ma w sobie dobro i zło, przez co staje się bliższa czytelnikowi. Jest zwyczajnie ludzka ze swoimi słabościami, tęsknotami, zaletami i wadami. Dwie z nich, drugoplanowe dość mnie wymęczyły, a ich historie wydały mi się zupełnie niepotrzebne w całej książce. Są to Dzidzia Dolores i Źrebak – nawet ich imiona nie pasują do całości, ale to tylko moje spostrzeżenie.
Bohaterów jest sporo, ale jest przecież ten główny - Lorenzo Quart. Ksiądz, agent z Watykanu. Bardzo przystojny i męski, co autor podkreśla wielokrotnie. Jest to bohater trudny. Długo nie miałam wobec niego żadnych uczuć. Ani go lubiłam, ani nienawidziłam. Gdzieś tam błysk pojawił się, gdy Quart po raz pierwszy spotkał się z Macareną Bruner. Ależ ten ksiądz z nią flirtował! Jednak lubić zaczęłam go od tego momentu: Jego związki zresztą świata polegały na stałym wysiłku, żeby unikać pochopnych gestów, słów nie na miejscu, zbytniego pośpiechu i zbytniej zwłoki, odruchów zniecierpliwienia, które zniweczyłyby czystość zasad. Bo przede wszystkim liczyły się zasady. Dzięki nim, choć łamał inne kodeksy, których sam nie przestrzegał (…) formy moralne pozostawały bez szwanku. Lubię takich zdyscyplinowanych samotników, a kiedy łamią własne zasady robi się naprawdę interesująco.
Jednym z ciekawszych dialogów w powieści jest rozmowa ks. Ferro i ks. Quarta. Dotyczy ona wiary, Boga i ludzi. W tym miejscu prawdopodobnie Arturo Pérez-Reverte sam rozprawiał się z tymi kwestiami. Pisarze mają ten cudowny przywilej, że mogą bez obaw, ustami tworzonych przez siebie postaci wyrażać własne myśli. Co najwyżej oberwie się bohaterowi, autorowi już tylko pośrednio.
Nie można, czytając „Ostatniej bitwy templariusza” zapomnieć o Sewilli. To miasto nie tylko jest miejscem akcji, ale równoprawnym – wraz z ks. Lorenzo Quartem – głównym bohaterem. Mimo, że jest miastem wyjątkowym, podobno na zawsze pozostawiającym ślad w odwiedzających go turystach, to jednak Arturo Pérez-Reverte przekonuje nas, że ludzie są w Sewilli tacy sami jak my. Kochają, obdarzają innych przyjaźnią i zaufaniem, cierpią, kłamią, zdradzają, zabijają, uciekają przed samym sobą, plotkują, ale przede wszystkim poszukują odpowiedzi na odwieczne pytanie: Po co tu jesteśmy i czy jest coś poza życiem na ziemi?
Powieść ma dla mnie jasne przesłanie: ideałów nie ma. Nawet Sewilla nie jest doskonała. Templariusz Lorenzo Quart usilnie dążył, ale i on nie zdołał osiągnąć doskonałości.
„Ostatnia bitwa templariusza” to powieść, której na pewno nie pozbędę się ze swojej domowej biblioteki. Przeczytam ją pewnie jeszcze raz, ale nie dla wątku kryminalnego, lecz dla ponownego zmierzenia się z wieloma zawartymi na jej kartach przemyśleniami.