Kiedy wydawnictwo Jaguar ogłosiło swoją kolejną premierę, jaką miała być powieść Następca tronu - poczułam się ogromnie zaciekawiona. Opis obiecywał wiele, a już w szczególności podobieństwo klimatem do serialu SKAM – sama się sobie nie dziwię, że poczułam się przyciągnięta. Kiedy egzemplarz trafił w moje ręce, długo nie potrafiłam zabrać się za tę pozycję. Teraz jednak to zmieniam, więc jak wypadła ta książka w moich oczach? O tym w tej recenzji.
Lena wraz z rodzicami przeprowadziła się właśnie do Oslo. Jej poprzednie miejsce zamieszkanie, choć równie piękne, zaczęło przypominać klatkę. Dziewczyna popełniła wiele błędów, za które przyszło jej zapłacić. Nauka w nowej szkole może być dla niej ekscytującym początkiem, zwłaszcza że do jej klasy chodzić będą bliźnięta z rodziny królewskiej - Kalle i Magrethe. Lena nawiązuje nić porozumienia z samym księciem, jednak czy upominająca się o sprawiedliwość przeszłość nie przekreśli ich rodzącej się relacji?
Zaczynając tę książkę, nastawiona byłam na powieść młodzieżową, która być może nie zaskoczy mnie niczym nowym – co jednocześnie nie oznacza, że miała być to książka zła. Lubię sięgać po powieści, w których ta schematyczność czy znane mi już motywy i wątki są obecne, bo są wówczas moim całkowitym odprężeniem i zajmują głowę. Jednak z Następcą tronu sprawa nie wyglądała tak prosto. Z jednej strony rzeczywiście powieść okazała się tym, na co się nastawiałam, ale z drugiej zaskoczyła mnie pod wieloma względami.
Główna bohaterka jest postacią dość... specyficzną według mnie. Z jednej strony daje się poznać jako całkiem wygadana i wyluzowana młoda dziewczyna, które nie brak poczucia humoru. Z drugiej jednak jej życiowe doświadczenia przyczyniły się do tego, iż Lena do wszelkich tematów podchodziła z ogromnym dystansem i wszelka “nieprzyjemna” rzecz traktowana była przez nią jako zdrada. Z jednej strony – rozumiem ją doskonale, każdy ma prawo do własnych uczuć i okazywania ich w taki sposób, na jaki go stać. Z drugiej jednak... postępowanie Leny doprowadziło do nawarstwienia się całej góry kłamstw, z których bardzo trudno później się wykaraskać. Czy ostatecznie jej się to udało? Musicie przekonać się sami.
Książę Kalle to bohater, którego polubiłam od samego początku. Choć jest on księciem i w teorii powinien zachowywać się tak, jak na następcę tronu przystało, w rzeczywistości okazał się on sympatycznym młodym chłopakiem, który lubi dobrą zabawę, popełnia liczne błędy, ale potrafi wyciągnąć z nich określone wnioski – no i nie jest zapatrzonym w siebie macho, który jest przeświadczony o własnej doskonałości. Cieszę się, że autorki wykreowały zarówno Kalle, jak i Lenę w taki sposób, ponieważ dzięki temu mam wrażenie, że są nie tylko bardziej ludzcy, ale i łamią wiele stereotypów.
Randi Fuglehaug i Anne Gunn Halvorsen mają lekkie pióro, dzięki któremu książkę tę czytało się w szalonym tempie. Ponadto, sposób konstruowania wypowiedzi bohaterów oraz ich myśli, a także ogólnie sposób przedstawiania wielu sytuacji rzeczywiście dało mi podobne odczucie, co przy lekturze książek z serii SKAM czy oglądania seriali. Gdybym miała określić taką formę, powiedzmy “języka”, nazwałabym go dość ostrym, a jednocześnie bardzo konkretnym – wiem, że brzmi to komicznie, ale wybaczcie, nie umiem wytłumaczyć tego inaczej.
W każdym razie Następca tronu to naprawdę dobra powieść młodzieżowa, w której bohaterowie popełniają wiele błędów, doświadczają przykrych sytuacji z tym związanych, ale wyciągają wiele wniosków i po prostu się uczą. Nie brakuje też “typowych” nastoletnich dramatów, więc jeśli ktoś nie przepada za tym wątkiem, może poczuć się rozczarowany. Warto jednak sięgnąć po ten tytuł i wyrobić swoje własne zdanie na jego temat. Ja z kolei z niecierpliwością już oczekuję kolejnego tomu.