Siedzę nad pustym ekranem i zastanawiam się, co napisać. Po głowie plącze mi się co chwilę „O… mój… Boże” na zmianę z pytaniem „Kiedy drugi tom?”. Nie spodziewałam się, że książka wywoła tyle emocji. Jednak zacznijmy od początku.
„Cisza” to pierwsza część cyklu „Arisjański fiolet”. Emily Walker, główną bohaterkę i narratorkę, poznajemy w momencie, gdy podejmuje ona decyzję o opuszczeniu schronu, w którym, razem z matką, spędziła większość swojego życia. Okazuje się, że na ziemię spadła kometa, niszcząc atmosferę, a wraz z nią wszystko, co znamy. Naukowcom udało się jednak przed katastrofą wysłać w przestrzeń kosmiczną sygnał S.O.S. Został od odebrany przez Arisjan – podobnych do ludzi obcych, charakteryzujących się pomarańczowym odcieniem skóry i fioletowymi oczami. Przyjeżdżają oni z misją ratunkową na ziemię, starając się odtworzyć faunę i florę oraz pomóc ludziom w odbudowie cywilizacji. Właśnie na takiego osobnika wpada Emily po opuszczeniu swojej kryjówki. Gdy chłopak wyjmuje broń, próbuje się ratować ucieczką. Ostatnie, co pamięta to świst powietrza koła ucha i powolne zatapianie się w ciemność.
Młodzi polscy pisarze ostatnio często mi udowadniają, że z rodzimą literaturą wcale nie jest tak źle, jak się wielu osobom wydaje. Do tego grona właśnie dołączyła debiutująca Pola Pane. O swoim pisaniu mówi na oficjalnej stronie wprost:
„Dlaczego literatura europejska nie może być po prostu dla ludzi? Dlaczego musi być za wszelką cenę ambitna? Ale nie tylko literatura. Tak jest z każdą dziedziną. Weźmy chociażby film. Ile filmów Almodovara jesteście w stanie obejrzeć, zanim wpadniecie w depresję? W kinie, telewizji, literaturze podstawą jest dobra zabawa, przyjemne spędzenie czasu. Po kilku godzinach szkoły, czy pracy, człowiek ma ochotę się rozerwać. Stąd pomysł napisania powieści ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb współczesnych czytelników. Powieści nie dla krytyków, recenzentów, czy wydawców, ale dla czytelników właśnie.
Nie wiem, czy mi się udało.”
Droga autorko! Udało się. Nawet bardziej niż się udało. A niech najlepszą recenzją będzie, że wbrew zdrowemu rozsądkowi dla „Ciszy” zarwałam noc, bo nie mogłam się oderwać od czytania. „Arisjański fiolet” to romans paranormalny. Jednak wszystkie znane mi z tego gatunku powieści pozostają przy tej daleko w tyle. Wprowadza ona bowiem niesamowity powiew świeżości. Od pierwszej strony wciąga i trzyma w napięciu, które nie schodzi nawet, gdy książka zostanie odłożona na półkę. Brak zbędnych opisów, ciekawa i wartka akcja, pełna niespodziewanych zwrotów oraz romans międzyplanetarny z małym „defektem”, sprawiają, że „Ciszy” nie chce się kończyć, nie chce się powracać do rzeczywistości.
Pola Pane nie dość, że nakreśliła plastyczny świat, to stworzyła obcych, którzy często zachowują się bardziej ludzko, niż mieszkańcy Ziemi. Bohaterowie są wyraziści, a każdy z nich niesie taki ładunek emocjonalny, że czytelnik wciąga się coraz bardziej w wir wydarzeń, często wbrew własnemu rozsądkowi. Wraz z Emily staramy się przebić bariery genetyczne, kibicując z całych sił wszystkim jej wyborom, niezależnie od ich logiki.
„Arisjański fiolet” zawiera sceny erotyczne, jednak są one pełne smaku. Nie ma w nich za grosz wulgarności, co niestety często się zdarza. Są opisane czasem dosłownie, czasem bardziej subtelnie, ale idealnie wkomponowują się w całość powieści.
Autorka zdecydowała się na ciekawy i nie spotykany nigdzie wcześniej zabieg. „Arisjański fiolet. Cisza” to pierwsza na świecie powieść z soundtrackiem. Emily, główna bohaterka, gra na gitarze i pisze piosenki, których możemy posłuchać w trakcie czytania. Skomponowane zostały przez zespół Rayne, a głównej bohaterce głosu użyczyła Martyna Baranowska. Zarówno teksty, jak i muzyka idealnie wpasowały się w fabułę, która nabiera jeszcze bardziej namacalnego kształtu. Nic nie przeszkadza jednak, by płyty słuchać oddzielnie. Gitarowe brzmienie, niebanalne teksty, ekspresyjny głos wokalistki oraz charakterystyczny rockowy pazur, tworzą mieszankę iście wybuchową, która wpada w ucho nie tylko czytelnikom, ale również innym osobom, które tylko pozwoliły się uwieść tej magii.
Cóż więcej można powiedzieć? Powieść jest fantastyczna, przemyślana i genialna w swojej prostocie. Czy ma jakieś wady? Nie zauważyłam. Pola Pane stworzyła dzieło, które jest lekkie i przyjemne w odbiorze, a niesie za sobą dużo więcej niż kilka scen łóżkowych czy płytki romans. „Arisjański fiolet” można spokojnie polecić i wielbicielom paranormali, i tym którzy wolą science-fiction. Każda ze stron ma szansę spojrzeć z perspektywy tej drugiej. A wtedy książka, jej okładka, płyta zespołu Rayne i nasze własne odczucia tworzą idealną kompozycję, której nie chce się nigdy skończyć.