Ostatnio, jeżeli chodzi o gatunki literackie, to bardzo modne stały się dystopije. Wydawnictwa dosłownie prześcigają się w udostępnianiu polskim czytelnikom coraz większej ilości zagranicznych dzieł, których autorzy obrali sobie za temat przewodni kataklizmy jakie mogą spaść na naszą planetę. Co jednak z rodzimymi pisarzami? Czy nikt nie próbuj swoich sił w tym gatunku? A właśnie, że próbuje. Swoją wizję zniszczenia i powolnej odbudowy świata, postanowiła zaprezentować Pola Pane w swojej debiutanckiej powieści Arisjański fiolet. Cisza. Tak na marginesie, jest to pierwszy tom serii noszącej nazwę pierwszego członu tytułu książki.
Świat praktycznie przestał istnieć. Czy ktoś jeszcze przeżył? Czy na powierzchni da się żyć? Takie i jeszcze kilka innych pytań, ciągle krąży w głowie Emily Walker, która od kilkunastu lat mieszka wraz z matką w podziemnym schronie. Jednak dziewczyna ma dość takiego stanu zawieszenia. Postanawia wyjść na powierzchnie i przekonać się, czy cywilizacja jeszcze w ogóle istnieje. Na pewno nie spodziewa się tego co tam zastanie.
Przyznam, że od samego początku zafascynował mnie pomysł jaki autorka miała na tę historię. No bo pomyślcie, ile jest książek dystopijnych lub antyutopijnych, w których Ziemię ratują kosmici? Ja do tej pory poznałam tylko jedną i jest nią właśnie Arisjański fiolet. Muszę w tym miejscu dodać, że pisarka miała naprawdę nie łatwe zadanie, gdy postanowiła stworzyć fabułę na bazie kilku różnych gatunków literackich. Niektórym może się wydawać, iż to trochę za duże przedsięwzięcia jak na debiutującą autorkę, która wcześniej nie miała większej styczności z pisaniem. Nic bardziej mylnego. Pola Pane, swoim debiutem doskonale pokazuje, że „chcieć to móc”. W jej połączeniu nawet wątki science-fiction doskonale pasują, ba nawet się doskonale uzupełniają, z motywami romansu paranormalnego, a przecież są to dwa skrajnie różne gatunki, którym tak naprawdę w ogóle nie po drodze ze sobą.
Świat jaki Pola maluje przed naszymi oczami jedynie za pomocą słów jest naprawdę fascynujący. Tym bardziej ubolewam, że w dalszej części historii został on (wraz z wątkami dystopijnymi) lekko zepchnięty na drugi plan. To mógł być naprawdę ogromny atut tej powieści.
Moje kolejne ale… dotyczy głównie Emily, która niekiedy (jak dla mnie) zachowywała się ciut sztucznie i dziecinnie. No bo jak można najpierw kogoś się panicznie bać, aby po kilku godzinach dojść jednak do wniosku, że ta osoba nie tylko zaczyna nam się podobać, ale także rodzi się w nas żywsze uczucie do niej. Ja rozumiem, nastolatka – miłość od pierwszego wejrzenia, ale raczej nie po takim pierwszym wrażeniu jakie Korin wywarł na dziewczynie przy pierwszym spotkaniu. Kolejne co mi zgrzytało w tej bohaterce to jej zachowanie wobec ludzi, których zobaczyła po dziesięciu latach życia w zupełnej izolacji. Trochę to dziwne, że podchodziła do wszystkich z taką otwartością i ufnością.
Język jakim posługuje się autorka jest prosty i jednocześnie plastyczny. Dlatego żadne opisy nie męczą, a można nawet powiedzieć, że jest wręcz odwrotnie. Nie tylko przykuwają uwagę czytelnika, ale także rozbudzają ciekawość, którą na szczęście pisarka zaspokaja w każdym calu.
Podsumowując. Arisjański fiolet. Cisza nie jest może doskonały, ale warto zapoznać się z jego treścią. To doskonała historia na takie ponure dni jakie ostatnio goszczą za oknem (przynajmniej u mnie). Polecam.