„Zostały pani/panu dwa miesiące życia” – to jedno z wielu zdań, których za nic nie chcemy usłyszeć z ust lekarza. Zlepek pozornie błahych słów, a jednak wspólnie utwierdza, że to, co dotąd zdołaliśmy wznieść, lada moment zostanie pozbawione budowniczego. Zaprzeczenie, gniew, wyrywanie włosów z głowy, śmiech przez łzy, czarna rozpacz, panika… Z minuty na minutę popadamy wtedy w skrajne stany, analizując całe swoje dotychczasowe życie. Pragniemy wtedy zyskać jakąkolwiek szansę na ratunek, lecz nie zawsze nam się to udaje. Natomiast w przypadku Lindy można mówić o prawdziwym szczęściu. Propozycja Fundacji Ostatniej Szansy spadła na nią niczym grom z jasnego nieba, wzbudzając nadzieję. Tylko czy przewidziała, jakie będą skutki podjętej w akcie desperacji decyzji?
JAK BARDZO MOŻESZ POLEGAĆ NA DRUGIEJ OSOBIE?
Trzydzieści dni – właśnie tyle miała trwać zawarta między Lindą a Nayhiją niecodzienna umowa, której zerwanie wiązało się z przykrymi konsekwencjami. Wierność małżonka w zamian za pozbycie się raz na zawsze podstępnej, wyniszczającej organizm choroby wydawało się uczciwe, jednakże kiedy brawura znika, zastąpiona podejrzliwością, nic już nie jest takie pewne. Wraz ze złożeniem podpisu nie było już odwrotu. Kości zostały rzucone, a tykające wskazówki zegara nieprzerwanie dawały znać, iż dopiero teraz rozpoczęła się prawdziwa walka o przetrwanie. Niebezpieczna, mrożąca krew w żyłach, otępiająca zmysły gra sprawiała, że nigdy nie można było być pewnym, co jest prawdą, a co tylko chorym wymysłem wyobraźni. Ledwo widoczne już granice powoli przestawały istnieć, zezwalając na to, by mrok opanował najjaśniejsze zakamarki, szczując swymi długimi kłami i ostrymi pazurami. Przerażenie chwytało za gardła, zaciskało żołądki i unieruchamiało, nie pozwalając na to, aby choć przez moment odczuć spokój. Łagodne scenerie stanowiły jedynie złudne nadzieje na zdmuchnięcie z nieba ciemnych chmur. Kiedy przywoływało się wiatr, aby je odepchnąć, przyciągał on kolejne, burząc idyllę. Czytałam „30 dni”, będąc cały czas w gotowości. Obserwowałam, ścierałam wiecznie powracającą gęsią skórkę i starałam się za bardzo nie rozmyślać, co jeszcze wymyśli nieprzebierająca w środkach Nayhija, byle tylko utrudnić najgorsze doby państwa Hill, podsycając tym samym swój apetyt na zasponsorowanie jeszcze więcej „atrakcji”.
Pikanteria. Mnóstwo pikanterii, od której niejeden czytający dostanie wypieków na twarzy lub zacznie skrywać oczy za palcami, ukradkiem zza nich wyglądając, by płynąć dalej przez przepełnione erotyzmem i mrocznymi zdarzeniami scenerie. Nie powiem, nieraz mi to wadziło, ponieważ nie jestem przyzwyczajona do czytania ostrzejszych fragmentów, jednakże K. C. Hiddenstorm wiedziała, jak je opisać, aby nie wzbudzały zniechęcenia, a tym bardziej obrzydzenia. Pewna swych umiejętności w kreowaniu takich scen, odważnie posługiwała się piórem, ukazując ognistą namiętność, jaka płonęła w sercach bohaterów. Pozwalała jej się uzewnętrzniać, nie tłamsić jej w środku. Z czasem pojęłam, że bez nich – dziwnie to brzmi w moich ustach – powieść mogłaby stracić swój urok, bo jednak (jakby nie patrzeć)miłość, fascynacja oraz pożądanie stały na piedestale z szaleństwem. No i, przede wszystkim ukazywała jedną z wielu prawd. Nie będąc całkowicie pewnym siebie i swych uczynków, nie powinniśmy do końca zawierzać swego losu drugiej osobie. Zaufanie to podstawa i warto je powierzyć komuś, kto naprawdę na nie zasługuje, lecz człowiek z natury stanowi nie lada zagadkę i nigdy nie wiemy, kiedy coś ujrzy światło dzienne, zmieniając światopogląd i ocenę. A wtedy solidne fundamenty zaczną się kruszyć, niszcząc to, co starannie budowano…
W TEJ ROZGRYWCE WSZYSTKIE KROKI SĄ MILE WIDZIANE, A NAJBARDZIEJ TE NIEDOZWOLONE.
Linda, jak dotąd, wiodła spokojne, niemalże idealne życie. Wykonywała pracę, którą kochała i nie wyobrażała sobie, aby kiedykolwiek z niej zrezygnować. Dzieliła łoże z zapatrzonym w nią jak w obrazek mężczyzną, gdzie dla nich słowa „miłość, wierność i uczciwość małżeńska” nie stanowiły rutynowej wyliczanki, wypowiadanej przed sługą Bożym. Niestety niespodziewana choroba postanowiła napaskudzić w jej życiorysie. Niczym wampir przyssała się do niej, a wizja rychłej śmierci przyciemniała obraz. Tym samym niecodzienna propozycja stanowiła dla niej klucz do bram, przy których już ktoś powoli wymieniał zamek. Podjęta decyzja miała zapewnić kobiecie spokój, wszakże wierzyła, iż jej ukochany Adam nigdy nie posunie się do zdrady, lecz z czasem przybyły wątpliwości. Rosnące w niej obawy sprawiały, iż traciła rozum. Dotąd otwarta na świat, zamykała się w sobie, izolując od siebie męża i wprawiając go w osłupienie. Traciła zmysły, wyszukując czegoś, co nie istniało (lub istniało?), obudowując się fortecą stworzoną z kłamstw. Natomiast Nayhija na tym korzystała. Uwielbiająca wygrywać drapieżna kobieta tylko czekała na moment, kiedy owinie sobie pana Hilla wokół palca. Nieustępliwa, wiedząca czego chce, mieszając zaplanowane zagrywki z nieprzewidywalnymi ruchami, siejąc zamęt i doprowadzając Lindę do rozpaczy. Nie ma co, rywalizacja między nimi nie należała do najzdrowszych. Wyniszczająca, toksyczna, wpływała na otoczenie, nie zostawiając je obojętne na toczącą się walkę. Dwa przeciwstawne żywioły, a pomiędzy nimi nieświadomy warunków umowy i przyczyny jej zawarcia, pan Hill…
Adam. Ciężko było mu nie współczuć, gdzie z jednej strony miał powoli stroniącą od jego dotyku, odsuwającą się od niego żonę oraz kuszącą, atrakcyjną młodą kobietę, która zdawała się dać mu to, czego tak mu zaczynało brakować – bliskości. Oszołomiony nadmiarem bodźców, nie wiedział, co tak właściwie się dzieje i w czym tkwi przyczyna. Sam nieraz mylił sny z jawą, czując, jak sam traci grunt pod nogami.
Ci bohaterowie mieli swoje wady i zalety, ale nie można odmówić im wyrazistości. Każdy, bez wątpienia, nie pozwalał na to, by pozostać na niego obojętnym. Wykreowani tak, aby bez problemu wczuć się w ich położenie, szeptać pod nosem dopingujące ich do walki słowa i zaciskać kciuki, aby te się spełniły. Zapadający w pamięć, zajmujący myśli, niepozwalający zasnąć, kiedy analizuje się ich położenie. Po prostu czułam, jakbym miała do czynienia z żywymi, a nie fikcyjnymi postaciami!
Podsumowując. Uwielbiasz patrzeć, jak bohaterowie dwoją się i troją, starając się powrócić do normalności, a przeciwności losu (i pewne osoby) nie pozwalają na to, dokładając więcej kamieni do, i tak nabrzmiałego, plecaka? Nie ma co, masz sadystyczne upodobania! Jednakże dzięki temu wiem, że „30 dni” mogą spełnić twoje wymagania. Także zasiądź przy jednym biurku z Nayhiją Marą i zafunduj sobie
(cyrograf)
umowę na pełną mocnych wrażeń, niebezpiecznych, mrożących krew w żyłach zdarzeń, gdzie autorka pomanewruje tobą tak, że niczym Linda i Adam – i ja – nie przewidzisz zakończenia tej bogatej w rollercoaster wrażeń historię.
Odważysz się złożyć podpis i zaznać szczypty mrocznej strony świata?