„Las zębów i rąk” – czy w ostatnim czasie znalazłaby się osoba, która by tego tytułu gdzieś nie zauważyła? Castingi do roli dziewczyny z okładki, kampania promocyjna, konkursy i masa pochlebnych recenzji. W końcu i ja nie mogłam przejść obojętnie koło tego smakołyku. Kiedy więc dostałam egzemplarz, byłam nastawiona na coś fascynującego i urzekającego.
Mary mieszka w osadzie otoczonej siatką chroniącą mieszkańców przed Nieuświęconymi ludźmi, którzy po śmierci powrócili, jako typowe zombie. Po śmierci matki, zostaje porzucona przez brata i nie może liczyć nawet na wsparcie przyjaciół. Zostaje więc przyjęta do Stowarzyszenia Sióstr – zakonu rządzącego całą wioską. Mimo to, Mary nie rezygnuje z marzeń o wolności i kiedy tylko nadarza się okazja, przystaje na propozycje małżeństwa z Harrym, bratem chłopaka, którego tak naprawdę kocha. W dzień ich ślubu dochodzi jednak do tragedii – ogrodzenie zostaje przerwane, a mieszkańcy zaatakowani przez zgraje Nieuświęconych. Mary wraz z grupą przyjaciół udaje się jednak uciec i rozpocząć wędrówkę, ku marzeniom i innym życiu.
Po tylu komentarzach chwalących książkę, jestem wręcz wściekła, że dałam się na nią skusić! Jest to dla mnie kolejne książkowe rozczarowanie, które dopadło mnie w ciągu ostatnich miesięcy i obawiam się, że największe.
Pomimo swojej oryginalności, wątek główny w ogóle mnie nie urzekł i nie przypadł mi do gustu. Dodatkowo od pierwszych stron miałam serdecznie dość głównej bohaterki. Jej przemyślenia, podejście do życia i gonienie za marzeniami były dla mnie zbyt dziecinne, jak na dziewczynę, żyjącą w tak brutalnym świecie.
To samo tyczy się wątku miłosnego. Toż to było lepsze niż niejedna brazylijska telenowela!! Ona kocha Travisa, który zaręcza się z jej przyjaciółką, która zakochuje się w bracie narzeczonego, który natomiast kocha Mary i z nią się zaręcza. Mary natomiast nie chcąc ranić przyjaciółki, odpuszcza sobie uczucie do Travisa i na jej prośbę, aby nie ranić Harry’ego, planuje z nim ślub.
NO HORROR!! Myślałam zawsze, że bohaterowie „Klanu” mają niezłe zawirowania uczuciowe, tymczasem tutaj jest nie lepiej. Cała ta sprawa nie dość, że mnie niesamowicie irytowała, to na dodatek nie była ani trochę wciągająca. Tutaj cały czas zadawałam sobie pytanie – a może jednak jestem za poważna na takie historie? Może nastoletnie czytelniczki wzdychają za tą romantyczna i wzruszającą (ponoć) miłością Mary i Travisa? Mam tylko nadzieje, że po przeczytaniu mojej opinii na ten temat nie ustawi się pod moim domem tłum niezadowolonych dziewcząt, chcących obedrzeć mnie ze skóry. Sorry dziewczyny, ale to wszystko było denne!
Kolejna sprawa tyczy się obecnych wszem i wobec Nieuświęconych. Pomysł z zombie całkiem fajny i w sumie to pierwsza taka historia, z jaką miałam do czynienia. Jednak wciąż się zastanawiam, skąd się biorą ich takie hordy. Autorka kilka razy w trakcie fabuły wspomina, że po pewnym czasie tracą oni swoją energię i się po prostu zaczynają rozpadać. To dlaczego po latach izolacji na terenie lasu wciąż grasują ich tysiące? Czy nie powinni po pewnym czasie po prostu „wyginąć”? Tak więc w ciekawym pomyśle, pojawiła się dla mnie kolejna nieścisłość, nad którą ciężko było mi przejść do porządku dziennego. Ot, upierdliwa i czepliwa ze mnie kobieta. Wybaczcie… Lubię jak coś jest dobrze dopracowane od początku do końca, a tutaj tego nie dostałam.
Podsumowując, nie znalazłam tutaj nic, co mogłabym uznać za jakikolwiek znaczący plus książki. Jest ona pełna błędów i nieścisłości, które rzucały mi się, co róż w oko.
Sam główny wątek, czyli ucieczka bohaterów przez labirynty w lesie, był dłużącą się i monotonna historią. Dorzućmy do tego wkurzającą bohaterkę, jej ukochanego, którego dawno powinna kopnąć w cztery litery z powodu jego uczuciowego niezdecydowania i irytujący biorący się z powietrza Nieuświęceni. Są taką mieszanką, do której ja już wrócić nie chce.
Dodajmy do tego przejawiające cię na okrągło nawiązania religijne, od których mi wręcz cierpła skóra. Dla mnie, to książkowy koszmar.
Moim skromnym zdaniem, jest to najbardziej przereklamowany tytuł ostatnich miesięcy, z jakim miałam styczność. Nie polecam tej książki żadnemu ciut poważniejszemu czytelnikowi, chyba że ma ochotę pośmiać się nad głupotą i naiwnością fabuły.
Ocena: 1,5/6