Nagie serca recenzja

Autor: Colleen Hoover

Beyah nie dostała od swoich rodziców kompletnie nic. No może oprócz nazwiska. Dziewczyna ciężko pracowała, żeby dostać się na wymarzone studia.
Dwa miesiące przed jej wyjazdem na studia jej matka umiera, a Beyah traci dach nad głową. Jest zmuszona do spędzenia lata z ojcem, którego za dobrze nie zna. Nie ma w planach wychylania się. Chce bez zbędnych problemów doczekać do rozpoczęcia studiów, ale jej sąsiad Samson psuje jej plany. Pochodzą z dwóch różnych światów. Ona biedna, on bogaty. Lubią jednak smętne rzeczy, przez co natychmiast zaczyna ich do siebie ciągnąć. Niestety uczucie zaczyna robić się poważne, chociaż miał to być tylko wakacyjny romans.
Prawda o Samsonie wychodzi na jaw. Beyah musi albo się wycofać, albo zaryzykować kolejnym ciosem prosto w jej serce.

***********************************************************************

Wszyscy zachwycali się książkami Calleen Hoover, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nie wiedziałam dlaczego dopóki nie sięgnęłam po „Nagie serca”. Książka przyprawiała mnie o szybsze bicie serca z każdym rozdziałem. Nigdy nie spotkałam się z takimi postaciami jak Beyah i Samson. Każda książka, którą czytałam pokazywała różnych od siebie bohaterów, a ci byli tacy sami. Może i tego nie dostrzegali, ale ja zauważyłam to od pierwszego ich spotkania. Historia wykreowana przez autorkę była dla mnie jedną z najlepszych. Ta dwójka zawładnęła moim sercem. Wiem, że na pewno nie raz wrócę do tej książki. Wydawało mi się, że nie znajdę już żadnej młodzieżówki, która spodoba mi się tak bardzo, że sięgnęłabym po nią kolejny i kolejny raz. Tylko „Preety wreckles, Broken Knight i Angry God” spodobały mi się na tyle, że jestem w stanie do nich wrócić, ale to czym poczęstowała mnie Calleen… Brak mi słów zachwytu. Nie ocenię dzisiaj tej książki, bo nie jestem w stanie. Żadna liczba nie jest dla mnie odpowiednia, żeby ją wystawić.
Książka jest po prostu petardą i jeśli ktoś jej jeszcze nie przeczytał to niech rusza tyłek i robi to natychmiast.