Graham Masterton to autor, którego nie trzeba przedstawiać. Angielski mistrz horroru, jak zwykle o nim mówią, ma na koncie ponad sto tytułów, co, trzeba przyznać, robi wrażenie. Nie zawsze jednak jego powieści były dobre. Częsty przerost formy nad treścią sprawiał wrażenie, jakby sam autor nie mógł zdecydować się, o czym pisać – o romansach, o horrorach, czy też innych gatunkach. Ostatnio na naszym rynku pojawiła się kolejna książka Mastertona – „Infekcja”. Jest to czysty horror, gdzie wyobraźnia może zanieść czytelnika w naprawdę okropne i krwawe krajobrazy. I chociaż przez całą lekturę trzyma w napięciu i niesamowicie wciąga, to finał niestety kompletnie rozczarowuje.
Dwie postaci: Anna Grey, epidemiolog szpitala St. Louis oraz Harry Erskine, beztroski chłopak i wróżbita, są dla siebie kompletnie obce. Wkrótce jednak ich drogi przecinają się, kiedy to w Ameryce panuje śmiertelna epidemia i to oni jedynie będą w stanie powstrzymać jej działanie. Okazuje się, że to duchy Indian fundują mieszkańcom krwawą jatkę w ramach zemsty za wymordowanie ich przed wiekami. Czy uda im się powstrzymać nieuchronną apokalipsę?
Tak jak w przypadku innych książek Mastertona i tutaj dzieje się bardzo wiele. Od samego początku jest intrygująco, od samego początku niesamowicie wciąga. Pojawiają się nawet przebłyski humoru. Jednak wszystko to prowadzi do jednego – banalnego finału. Na ponad trzystu stronach dzieje się istna krwawa jatka, horror w prawdziwego zdarzenia, i tylko po to, aby wszystko rozwiązać na ledwie dwóch stronach. Naprawdę? Czytelnik z niecierpliwością czeka na ekscytujący koniec, a dostaje tak proste rozwiązanie, że nie sposób się wkurzyć. Bo chyba nie po to brnie się przez całą fabułę tylko po to, aby wszystko skończyło się szybko i bez żadnych dodatkowych atrakcji. To chyba jedna z najgorzej zakończonych powieści tego pisarza.
Na szczęście wewnątrz fabuły wszystko inaczej wygląda. Jak na horror przystało, dzieje się sporo i naprawdę krwawo. Masterton posiada pewną przydatną cechę – potrafi dobrze zobrazować sytuację. I to widać w „Infekcji”. Wątki wyglądają naprawdę realistycznie, niektóre w dużym stopniu przerażają aż do szpiku kości. I dzięki jego umiejętnościom da się to poczuć. Czasem aż nadto. Ale ma to również swoje złe strony. Pewne momenty przerażają, ale niektóre mogą zniesmaczyć. Gdzieniegdzie autor przesadził w swojej relacji, zapominał się, co sprawiało wrażenie, jakby na siłę próbował wprowadzić grozę. Zupełnie niepotrzebnie. Sama historia aż nadto posiada w sobie ciemne strony, mroczne aspekty, dlatego taka przesadzona reakcja niszczy całokształt fabuły. Doszczętnie.
Trudno ocenić tę powieść. Z jednej strony to naprawdę wciągająca i przerażająca historia. Z drugiej – tak banalna, że aż straszna. Masterton pisze zmiennie, jakby raz wiedział, czego chce, a raz zapominał, że chce stworzyć dobrą historię. Takie wahania źle wpływają na całą książkę i to widać na przykładzie finału, który można określić najkrótszym i najbardziej płytkim rozwiązaniem we współczesnej literaturze. I nie ma w tym krzty przesady. I chociaż przerażająco nie można się od niej oderwać, takiego obrotu spraw łatwo się nie wybacza. Polecam wytrwałym. I gotowym na wszystko…