Kiedy książka pojawiła się na rynku, pomyślałam sobie, że to kolejny ciężki kaliber z mitologią celtycką w tle. Po części miałam rację, bo powieść obfituje w celtyckie mity, jednak daleko jej do ciężkostrawnej pozycji, która nadmiarem informacji stłamsi czytelnika. Po przeczytaniu „ Na psa urok” pierwszego tomu Kroniki Żelaznego Druida, od razu stałam się wielką fanką Kevina Hearne'a, ktoś kto ma taką wyobraźnię i poczucie humoru musi być niesamowicie sympatycznym człowiekiem. Autor na co dzień uczy angielskiego, namiętnie pisze, uprawia bazylię – nie dziwi mnie to, uwielbiam zapach tej rośliny, maluje i robi piesze wycieczki w towarzystwie swojej uroczej żony i córki.
Dzięki wielkiej pisarskiej pasji Hearne'a mamy możliwość poznać niesamowitego, przystojnego irlandzkiego druida Atticusa O'Sullivana.
Atticus jest ostatnim z druidów, liczy sobie ponad dwa tysiące lat, jednak dzięki wielkim zdolnościom nadprzyrodzonym jego ciało jest młode i sprężyste – błagam sprawcie, aby ten druid zamieszkał w moim różanym ogródku - mało tego, jest uroczym i niebywale uczynnym „młodzieńcem”. Niestety jeśli żyje się tyle wieków to nie trudno sobie nagrabić, a i zyskać wrogów nie problem. Atticusowi wydawało się, że znalazł idealne schronienie, zamieszkał w spokojnym miasteczku Tempe w Arizonie, otworzył sklep Trzecie Oko i zaprzyjaźnił się ze starszą panią, wdową MacDanagh. Jego spokój został zburzony, kiedy do sklepu wpadło wielkie czarne wronisko, pod postacią którego ukryła się bogini poległych i wojny, piękna Morrigan, obwieszczając że oto do miasta przybywa bóg celtycki, który chce sprawić niezły łomot Atticusowi i odebrać to co do niego należy.
Proszę sobie teraz wyobrazić współczesność w której od czasu do czasu pojawiają się bogowie wprowadzając totalny zamęt, wampiry i wilkołaki pracują jako prawnicy, za swoje usługi inkasując niezłą kasą, po ulicach miasta przechadzają się polskie wiedźmy rzucając uroki, a wielki wilczarz irlandzki potrafi gadać. Nie takie rzeczy świat widział i słyszał w książce „Na psa urok”. Zasiadając do czytania, trzeba przygotować się na moc wrażeń, nasze zmysły zostaną porwane do świata magii i przez kilka godzi będziemy tańczyć tak, jak celtyccy bogowie nam zagrają.
Będę bezkrytyczna, świetnie bawiłam się podczas czytania, ta książka to wyśmienita przygoda, doprowadzająca czytelnika do niekontrolowanych wybuchów śmiechu, poza tym dostarcza widowiskowych walk i pokazów magicznych sztuczek. Nasi bohaterzy to postacie żyjące z magią za pan brat, potrafią tworzyć cuda niewidy, wykorzystując zaklęcia, przybierając różne formy, czy nawet parząc magiczne herbatki.
„Uśmiechnąłem się do siebie. Po tych wszystkich dwóch tysiącach stu lat nadal uważam ze magia jest w dechę”
A. O' Sullivan
Postacie książkowe mają piekielne charaktery, nigdy nie wiadomo co knują i jakie mają zamiary, a broń boże któremuś zaufać. Nasz bohater ma trudny orzech do zgryzienia, problemy wyrastają jak grzyby po deszczu, jego goście to osobnicy mocno „szemrani”, chociaż niejednokrotnie nieziemsko piękni i uwodzicielscy. Atticus wraz ze swoim psim przyjacielem Oberonem – pies jest słodziakiem, którego za pewne każdy chciałby wyściskać – radzą sobie na różne sposoby, najczęściej bardzo skutecznie, ale chwila, chwila, wbrew pozorom nie jest tak błogo i słodko jak się wydaje. W przedstawionej opowieści nie brakuje cięcia, krojenia, lania krwi i rzucania wnętrznościami, nasi bohaterzy to postacie z ikrą i ułańska fantazją, więc nie trudno sobie wyobrazić do czego zdolny jest wściekły bóg.
Cała historia ubrana jest w przystępny język, który bardzo miło się czyta, w treści nie brakuje trafnych, zabawnych porównań i metafor, oraz wysmakowanych opisów pobudzających wyobraźnię.
„Na psa urok” to wyśmienita powieść, pełna oryginalnych postaci z duża dawką humoru i z genialnie zaplanowaną intrygą. Książka ta jest idealną lekturą dla miłośników fantasy, mocnych wrażeń, a także zwolenników dobrego żartu. Wygodnie usiądźcie, zapnijcie pasy i cieszcie się towarzystwem Atticusa O' Sullivna – gorętszy towar szybko się nie trafi.