To nie będzie jedynie recenzja najnowszej powieści Anttiego Tuomainena, ale też usytuowanie jej na tle pozostałych jego książek. Przeczytałam wszystkie, a autor jest mi szczególnie bliski – więc porównania nasuwają się same.
Po kolei. Najpierw był „Uzdrowiciel”, który mnie zachwycił. Potem „Czarne jak moje serce” – najlepsza moim zdaniem powieść Tuomainena, która mnie w tym zachwycie ugruntowała. Następnie „Kopaliśmy sobie grób” – książka nieco słabsza od poprzednich, ale wciąż napisana charakterystycznym dla autora stylem, gdzie jedno zdanie wbijało w fotel i utrzymująca ten specyficzny, ponury fiński klimat.
Potem doszły mnie słuchy, że Tuomainen planuje zwrot w swojej twórczości, że chce pójść w stronę czarnej komedii. Niekoniecznie byłam z tego zadowolona, ale pomyślałam, że to może być ciekawe, taki czarny fiński humor. I w pierwszej tego typu powieści („Człowiek, który umarł”) to nawet się sprawdziło – to, co dotychczas uznawałam za tak cudownie Tuomainenowe zostało wzbogacone o nowe, świeże elementy. Jednak „Najgorętsza plaża w Finlandii”… Strasznie przykro mi to pisać, ale ta powieść nie spełniła moich oczekiwań.
Sam pomysł wydawał się być doskonały. To znaczy – doskonale absurdalny. Oto Jorma Leivo tworzy w Finlandii ośrodek turystyczny na wzór amerykańskiego Palm Beach. Nieważne, że klimat trochę nie taki i fiński temperament też jakby nie ten. Dyrektor zarządzający Jorma Leivo jest wizjonerem i ma dalekosiężne plany rozbudowy Palm Beach Finland oraz wyposażenia go w najróżniejsze atrakcje i udogodnienia. Na przeszkodzie stoi mu Olivia Koski, której działką Jorma chciałby zawładnąć, ale ona nie godzi się jej sprzedać. Jorma zleca więc swoim dwóm pracownikom, żeby nieco utrudnili Olivii życie, a nawet trochę ją nastraszyli. Niestety sytuacja wymyka się spod kontroli, pracownicy – nieudacznicy zastają w domu kobiety pewnego mężczyznę i zabijają go. Miejscowa policja nie potrafi wyjaśnić sprawy i na pomoc z Helsinek przybywa detektyw pod przykrywką – Jan Nyman. Pojawia się jeszcze brat pechowo zamordowanego – on również bardzo chciałby poznać zabójcę. Między nimi wszystkimi krążą pieniądze, to ważny motyw charakteryzujący bohaterów (a właściwie, w ustach bohaterów – wszystkich ludzi). Sytuacja komplikuje się, ktoś zleca coś komuś, a ten ktoś zleca coś jeszcze komuś innemu. Pod koniec dwóch gamoni zakupuje dyrektora zarządzającego aż po szyję na plaży, ale orientują się, że w Finlandii nie ma przypływów (a więc i odpływów). Gdy go odkopują, ten chwali ich za pomysłowość.
I to wszystko byłoby do przyjęcia – literatura fińska wcale nie rzadko bywa pełna osobliwych postaci i zdarzeń. Ale „Najgorętsza plaża w Finlandii” jest chaotyczna i przez ten chaos trudno się ją czyta. Nie porywa, nie można się w nią ze smakiem wgryźć. Nudzi. Dłuży się. Niektóre wątki są zupełnie niepotrzebne, niczego nie wnoszą do akcji ani do charakterystyki postaci. Dodatkowo, zawsze bardzo ceniłam Anttiego Tuomainena za piękny, czasem wprost poetycki język – tutaj autor i w tej sprawie nie pokazał pełni swoich możliwości. Choć trzeba przyznać, że w uroczo delikatny i liryczny sposób opisuje uczucie rodzące się między Olivią a Janem. Ale, jak mi się zdaje, to miała być komedia kryminalna – nie romantyczna.
Za co można docenić tę powieść? Za to, że w ciekawy sposób opowiada o marzeniach. Każdy człowiek ma jakieś i czasem pozwalają one unosić się w powietrzu, a niekiedy powodują, że z hukiem spadamy. Jesteśmy postrzegani przez pryzmat tych marzeń – inni uznają nas za wariatów albo za wytrwale dążących do celu. A rezygnacja z marzeń – okazuje się – może być tak samo rozwijająca jak ich posiadanie i realizowanie.
„Najgorętsza plaża w Finlandii” jest także fabularnym minipodręcznikiem fińskości – gdyby kogoś interesowały cechy narodowe Finów.
Podsumowując. Jest to powieść zaledwie dobra i niestety rozczarowująca, jeśli ktoś zna twórczość Anttiego Tuomainena od początku. Jeśli ktoś chciałby rozpocząć przygodę z Tuomainenem jako autorem komedii kryminalnych, to również polecam nie tę, a poprzednią jego książkę. Jeśli ktoś chciałby rozpocząć przygodę z Tuomainenem w ogóle – to też nie za pomocą tej książki. A sama liczę, że była ona wypadkiem przy pracy.
PS: Nadal kocham autora i tę słabiznę też mu podsunę do podpisania, gdy w końcu przyjedzie do Polski.