Od miesięcy myślałam, że nienawidzę romantasy - okazuje się jednak, że po prostu nienawidzę źle napisanego romantasy, ponieważ CiK tym właśnie jest - romansem w świecie fantasy. Aczkolwiek inaczej niż 99% tytułów z tej kategorii, nie zapomina, by przyłożyć się do obu składowych swojego gatunku. Mamy więc tutaj nie tylko mocno rozwinięty romans (o nim za chwilę),ale także fascynujący, świetnie zbudowany świat z oryginalnym systemem magicznym, które zwyczajnie mają sens! Nie znajdziecie tu dziur logicznych czy fabularnych! A fabuła... Tutaj ciągle coś cię dzieje! Nie mogłam wziąć spokojnego oddechu, jak mijało jedno zagrożenie, zaraz pojawiało się kolejne. Przez to tej książki po prostu nie da się odłożyć! A jak ją odkładałam, to i tak wracałam do niej myślami, martwiąc się o bohaterów. Bohaterów, których pokochałam tak błyskawicznie, a tak mocno... Mało kiedy ktoś tak szybko zyskuje moją sympatię jak zrobili to Estera i Ivan (i Robert)! Oboje są silnymi charakterami, choć ich siły polegają na nieco innych rzeczach.
Bojąc się wyjawić za dużo, powiem nieco enigmatycznie, że problemy psychiczne, z jakimi zmaga się Estera, są czymś, z czym tak wiele kobiet się zmaga... z przyjemnością obserwowałam jak powoli zaczyna z nimi walczyć i je pokonywać. Jest w tym inspirująca i nie mogę się doczekać doświadczyć końca jej podróży na tej drodze walki o siebie!
A Ivan? Z jednej strony surowy, bezlitosny dla wrogich armii, z drugiej wyrozumiały i czuły dla swoich bliskich. No i to jego poczucie humoru... Porwał mnie od pierwszego spotkania, no co poradzić! Byłam kompletnie bezsilna wobec niego.
Lubicie kiedy bohaterowie rozmawiają i wyjaśniają sobie problemy? Kiedy przyznają się do błędów i są gotowi je naprawić? Ja również, dlatego tym bardziej doceńmy relację Estery i Ivana, bo tak rzadko spotyka się coś podobnego! Cudownie obserwowało mi się tę dwójkę już od pierwszego spotkania, a z każdą kolejną stroną chciałam tylko więcej i więcej. Są po prostu przeuroczy, uwielbiam ich razem i mam nadzieję, że w kolejnym tomie się to nie zmieni.
Zresztą, nie tylko dwójka głównych bohaterów zasługuje na uwagę, bo tych drugo- czy trzecioplanowych też jest mnóstwo, a i w nich znajdują się perełki. Ale te już pozwolę wam odkryć samemu...
Autorkę śledzę już od czasów jej pierwszej książki, "Gasnącego Słońca", i pamiętam, że wtedy ciuuutkę narzekałam na ekspozycję. Dlatego teraz uprzejmie donoszę, że tutaj tego problemu nie ma! Agata zrobiła ogromny postęp w pisaniu, choć już "Trylogię Dnia i Nocy" czytało mi się przyjemnie, tak przez "Cierń i Krew" po prostu p ł y n ę ł a m! To mniej więcej taka różnica jak "Trylogia Grisha" i "Szóstka Wron", a ja to kocham. Uwielbiam autorów, którzy nie osiadają na laurach tylko starają się z każdym swym dziełem wynieść je na jeszcze wyższy level! Naprawdę, nie mam się do czego przyczepić, a ja lubię się czepiać. Dlatego, powiem to raz a wyraźnie, jeśli lubicie książki tego typu, musicie dać szansę twórczości Agaty! Ja się zakochałam, przepadłam i wiem, że sięgnę po wszystko co wyjdzie spod jej pióra. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!
[Współpraca]