Jak myślicie, czy na wojnie i w miłości faktycznie wszystkie chwyty dozwolone, a może jednak pewnych rzeczy nigdy, pod żadnym pozorem, nie powinniśmy robić? – Jest to pytanie, z którym zmierzyć muszą się właśnie bohaterowie "Motyla i Śmierci".
Akcja drugiego tomu Dylogii Róży zaczyna się niemal natychmiast po poprzednim i, tak jak wtedy, czytelnik nie ma za wiele czasu na oddech. Zagrożenie czyha na bohaterów praktycznie z każdej strony, bo jeśli nie wrogie armie u murów miast, to szpiedzy w ich własnych szeregach. Do tego dość świeże uczucia między parą głównych bohaterów i wiecznie napięta atmosfera - wszystko to razem tworzy wybuchową mieszankę, od której ciężko się oderwać.
Cieszy mnie bardzo, jak autorka ukazała tutaj relację Estery i Ivana. Każda ich interakcja była po prostu cudowna, a sceny erotyczne napisane tak dobrze, tak delikatnie... Były naprawdę miłą odmianą.
Na szczęście poznajemy tych bohaterów jeszcze lepiej nie tylko jako parę, ale i każdego z osobna. Agata nie zapomniała, że są to indywidualne osoby z ich własnymi zmartwieniami, marzeniami i pragnieniami. Doceniam to mocno, wydają się oni tym bardziej realistyczni i tym mocniejszym uczuciem do nich zapałałam.
Nie mogę zapomnieć i o bohaterach drugoplanowych, którzy także zasługują tutaj na pochwałę, zwłaszcza (ponownie) Robert i Bordasfi - pewien elf, którego poznajemy właśnie w tym tomie. Dla fanów tej rasy "Motyl i Śmierć" będzie tym ciekawszy, gdyż zaznajamiamy się tu lepiej z kulturą i obyczami elfów, co było dla mnie bardzo fajnym urozmaiceniem i wzbogaceniem świata przedstawionego.
Choć już "Cierń i Krew" świetnie pokazywał nam wojenne realia, to w "Motylu i Śmierci" widzimy je dobitnie. Dopiero tutaj tak naprawdę dostrzegamy i możemy zrozumieć w pełni okrucieństwa wojny i to, jak wpłynęła ona na mieszkańców całego kontynentu. Książka zawiera niejedną brutalną scenę, ale jakże prawdziwą, bo autorka w wielu z nich wzorowała się na faktycznych wydarzeniach z II wojny światowej. MiŚ pokazuje, że na wojnie nie cierpią tylko ginący żołnierze, ale także (a może przede wszystkim) zwykli cywile.
Również i miłośnicy scen batalistycznych będą z tego tomu bardzo zadowoleni, gdyż sceny walk są tutaj zawsze świetnie i dogłębnie opisane. Nic nie jest traktowane po macoszemu i czuć, że Agata naprawdę ma wiedzę i interesuje się tym, o czym pisze. I choć zdaję sobie sprawę, że pewnych czytelników ilość i długość tych bitew może nieco znużyć, bo kwestią gustu jest ile dla kogo to za dużo, to nawet jeśli należycie do tej grupy, nie będziecie się tylko przez to gorzej bawić, co to, to nie.
Nie chcę rozpisywać się zbyt długo, nie chcę czegoś przypadkiem zaspoilerować, bo wiele przyjemności czytając te książkę miałam właśnie w odkrywaniu jej, w zaskakujących zwrotach akcji czy miażdżącym zakończeniu. Rachunek od kardiologa będę wysyłać autorce, bo już dawno nie stresowałam się przez tak długą część książki jak w przypadku MiŚ.
Chwalę tylko i chwalę, ale prawdę powiedziawszy nie mam do czego się przyczepić... w końcu gdybym nie pokochała tej historii tak bardzo, to nie brałabym nad nią patronatu! Jedyna rzecz, do której mooogłabym się odnieść w mniej pochlebnym tonie, to dwa razy zastosowane to samo zagranie w jednym wątku. Nie odebrało mi to jednak ani na sekundę dobrej zabawy, bo w otoczeniu całej reszty, tak dopracowanej całości, niknie to w tłumie.
W skrócie? "Motyl i Śmierć" daje nam jeszcze mocniej i jeszcze więcej niż "Cierń i Krew". Świetne zakończenie tej dylogii, od początku do końca bardzo dobrze napisana historia za równo pod kątem fantasty, wojny jak i romansu. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Czytajcie "Dylogię Róży" i koniecznie dajcie znać jak się wam podobała! Zdecydowanie znajduje się w mojej topce romantasy i już na 100% wiem, że czego Agata by nie napisała, ja to będę czytać. Progres między "Trylogią Dnia i Nocy" a "Dylogią Róży" jest tak wielki, że już nie mogę się doczekać czym nas autorka zaskoczy w swoich kolejnych dziełach!
[Recenzja patronacka]