Jacek Skowroński do tej pory gustował głównie w pisaniu opowiadań. W ubiegłym roku pojawiła się jednak jego pierwsza powieść – „Był sobie złodziej”, niestety na razie nie miałam okazji jej przeczytać. Wpadła jednak w me ręce jego druga książka – „Mucha”, przeczytałam, przemyślałam, a oto moje odczucia
Apoloniusz, lekko gapowaty agent ubezpieczeniowy udaje się do domu klienta w celu namówienia go na lepsze polisy. W domu natyka się na roznegliżowaną kochankę szefa, a po kilku minutach ma okazję zobaczyć, jak na podwórku zbiry mordują jakiegoś faceta. Ktoś zauważa, że Apoloniusz ich obserwuje, temu udaje się uciec, jednak gangsterzy intensywnie go szukają. Tytułowy Mucha – szef tej szajki – grozi Apoloniuszowi śmiercią jego i rodziny. Tenże w zagubieniu i stresie podejmuje pierwsze dziwne decyzje, które potem zamieniają się w kulę śnieżną nie do zatrzymania. I tak zaczyna się cała draka.
Inaczej niż draką tego nazwać nie mogę, ja osobiście odebrałam „Muchę” jako pastisz kryminałów i powieści sensacyjnych. Pomysły Apoloniusza i jego przyjaciela Jacka są z piekła rodem, autor obdarował ich powalającą fantazją do wynajdowania kolejnych idei, które mogą utrudnić życie szukającego ich gangstera – tytułowego Muchy.
Książka napisana jest bardzo lekko, opowieść wręcz płynie na kartkach, a my razem z nią. Cała historia wciąga i intryguje, a pomysły przyjaciół zabijają ćwieka i rozśmieszają. Wydają się niewiarygodne, wręcz głupie, czy wywołają u Muchy tylko wybuch śmiechu, czy jednak będą skuteczne?
Możemy obserwować pastiszowe rozwoje postaci – Apoloniusz z trochę niezdarnego agenta przemienia się w twardego zimnego drania Jola, Jacek, Wanda, Mucha – oni wszyscy przechodzą różnego rodzaju metamorfozę, jednak nie będę zdradzać szczegółów fabuły Bohaterowie są jak żywi, w trakcie czytania miałam wrażenie, że mogłabym takich ludzi spotkać po wyjściu z domu. Oczywiście przy pewnej dozie pecha/szczęścia (?). Wszystkie ich zachowania oczywiście są w pewien stopień przesadzone, ale to cecha typowa dla pastiszu.
Książka napisana jest lekkim, dosyć potocznym językiem, co bardzo dobrze współgra z atmosferą powieści. Przecież nie możemy czytać opisów włóczenia się po śmietnikach czy metach menelskich stworzonych przy użyciu górnolotnego języka, prawda? Byłoby to co najwyżej śmieszne. Język jest potoczysty, zgrabnie wspomaga akcję książki.
Wydaje się, że autor ma łatwość opowiadania, w książce nie spotkałam żadnych momentów „przytykających”, utrudniających czytanie, wszystko jest zgrabnie stworzone i przyjemnie się czyta. Fajny styl, lekkość opowieści i języka, dobrze skonstruowani bohaterowie, to wszystko okraszone na dodatek humorem. Fajna kombinacja na jesienne wieczory.
Polecam wszystkim wielbicielom książek kryminalnych, sensacyjnych, chociaż głównie tym, którzy potrafią się też pośmiać z tego gatunku Myślę, że wszyscy fani literatury rozrywkowej będą zadowoleni po przeczytaniu tej książki!
PS. Duże brawa dla Wydawnictwa Oficynka za skromną, ale bardzo stylową i trafioną okładkę!
[Książkę otrzymałam od portalu
www.nakanapie.pl]