Joanna, czterdziestoletnia żona i matka, szczęśliwa i spełniona kobieta. Pochodzi z rodu nietypowych kobiet, które zawsze mają burzliwe i niewiarygodne życie. A jak to wygląda w jej przypadku?
Szczęśliwie i nieświadomie żyje z dnia na dzień. Ma przyjaciółki, jednak nie przejmuje się ich losami, problemami, tym, czego pragną. Siedzi w swojej skorupie, zadowolona i obojętna. Do czasu jednak… Nagle okazuje się, że jej cudowne życie ma jednak rysy, a perfekcyjna rodzina nie jest tak do końca perfekcyjna. Próbuje się odciąć od męża, szuka pracy, jednak długo nie może nic znaleźć. Nagle na jej drodze staje znajomy z przeszłości i oferuje jej pracę, która nie dość, że zapewni jej stabilizację finansową i nowe wyzwania, to jeszcze pozwoli zagłębić się w tajemnice przeszłości swego rodu. A jest co poznawać…
Jak już pewnie odgadliście – narracja toczy się dwutorowo: obserwujemy życie Asi oraz wędrujemy z nią przez wieki, poznając losy jej przodkiń. Zaczynamy w czternastym wieku i wędrujemy przez różne kraje i czasy, zawsze z intensywnie rudą, piękną kobietą, często posiadającą specjalny dar, a zawsze właścicielką szczególnego pierścienia. W akcję wpleciono sporo osób rzeczywistych, którym autorka przekształciła życiorysy na potrzeby powieści. Losy kobiet z tego rodu są niezmiernie ciekawe, często okrutne, czeka na nie zawsze wiele prób i przeszkód do przezwyciężenia.
Książkę czyta się szybko, losy bohaterek – szczególnie tych historycznych – są wciągające, wiele się dzieje. Generalnie: mnóstwo bohaterek, mnóstwo wydarzeń, mnóstwo miejsc i przygód. To wszystko może u kogoś spowodować zagubienie, jednak według mnie warstwa historyczna była najsilniejszą stroną tej książki. Drugą był pomysł na fabułę, który sam w sobie jest bardzo ciekawy.
Jednakże „Matki, żony, czarownice”, to w mych oczach książka przeciętna. A to wszystko przez wiele czynników. Pierwszym jest to, że jest za dużo i za łatwo. Asia traci pracę? Pstryk i zjawia się znajomy, który oferuje jej pracę stulecia. Rozstaje się z mężem – zero problemów z rostaniem, a i dziecko szczęśliwe jest z przeprowadzki do Berlina. Zaczyna myśleć o nowym związku, a przy boku czeka już przystojny i uwodzicielski notariusz. I tak jest przez cały czas.
Jak dla mnie również wątek magiczny jest zupełnie niepotrzebny i nie pasuje do całości. Fabuła spokojnie by się obroniła, gdyby nie było niesamowitych porodów i leczenia przez nowonarodzone niemowlęta. Dla mnie było to delikatne przegięcie, które zaburzyło mi obraz tej książki.
Kolejna sprawa, to fakt, że Asia i jej matka, to straszliwie wkurzające babsztyle. I nawet nieszczęśliwa miłość i problemy życiowe nie były w stanie zmienić mojego zdania. Generalnie, to sporo kobiet z tego rodu mnie denerwowało. Najbardziej przypadła mi do gustu babcia Asi – Maria, której losy poznajemy najpierw z perspektywy II wojny światowej.
Na dodatek, mam niestety wrażenie, że zabrakło redakcji. Sporo zdań jest niekonsekwentnych (np. mieszanie czasów), jak i niepotrzebnych – np. zamiast 3 zdań składających się z dwóch wyrazów o wiele lepiej czytałoby mi się jedno zdanie wielokrotnie złożone. To wszystko mogłaby wyłapać porządna redakcja i korekta. Zresztą na ten temat odbyto już dzisiaj dyskusję na Facebooku, na profilu Kawy z Cynamonem.
Generalnie, to była to dla mnie z jednej strony fajna lektura (jak pisałam wcześniej – szczególnie wątek historyczny), ale z drugiej strony umęczyło mnie to wszystko, o czym pisałam wyżej. Widzę jednak, że książka zbiera sporo pozytywnych recenzji, więc jak zwykle – wszystko zależy od gustu :)
Polecam wszystkim ciekawym sagi o kobietach, wielbicielom książek wielowątkowych, rozbudowanych.