Nie mam najmniejszego zamiaru dorastać (z całą pewnością nie tak całkiem i na pewno nie w najbliższym czasie) i nie pozwolę nikomu tknąć mojego wewnętrznego dziecka. Jeszcze przez długie lata zamierzamy wspólnie uganiać się za smokami, fantazjować na temat supermocy i bliskich kontaktów (z kosmitami oczywiście) oraz wyczekiwać dni, w którym mój zagoniony brat (a kto wie, może takiego mam) zapuka do moich drzwi z propozycją wspólnego polowania na istoty z baśni, miejskich legend czy mitów. Dlatego też z całego serca wspieram wszelkie działania mające na celu przełamanie stereotypu, że jedynie dzieci mogą trafić do niesamowitych sennych krain istniejących na pograniczu naszej rzeczywistości. Alicja miała swoją Krainę Czarów, Dorotka Oz, a Potter Hogwart. Czy wpadający w rutynę dorosłego życia trzydziesto- i czterdziestolatkowie nie mogą liczyć na bajkową przygodę bez konieczności sięgania po LSD? Grzecznie i z uśmiechem będę czekał do sześćdziesiątki na posiwiałego czarodzieja, który zaproponuje mi desperacki skok na czyjeś konto oszczędnościowe, ale w międzyczasie chciałbym mieć również jakąś alternatywę.
Richard Mayhew z osobowości podobny jest zupełnie do nikogo. Po przeprowadzce do Londynu rozpoczął pracę w branży ubezpieczeniowej. Prowadzi najnormalniejsze życie, pozbawione ekscesów, przygód i najmniejszych nawet atrakcji. Praca, sen i weekendy spędzane z narzeczoną. O, a ta zdecydowanie robi wszystko, żeby zmienić jego życie w bajkę. Tyle tylko, że nikt raczej nie chciałby zostać obsadzony akurat w takiej roli. Jessica, chociaż piękna i zaradna, jest zimna niczym Morze Baffina w środku zimy. Bez najmniejszych problemów mogłaby ubiegać się o tytuł Królowej Śniegu. Richard pod jej rządami wciśnięty jest gdzieś między podeszwę pantofla a podłogę galerii sztuki. Jest konsekwentnie tresowany do roli salonowego pieska. Serce pęka na widok tego, jak zmienia się w starzejącego się Kopciuszka pozbawionego własnego zdania, gustu i pozorów decyzyjności. Gdy jego wyrachowana Elsa omija wielkim łukiem poobijaną dziewczynkę leżącą na chodniku, w Richardzie coś pęka. Postanawia pomóc nieznajomej, zaopiekować się nią i obudzić w sobie namiastkę rycerza. Nagrodzą za szlachetność nie będzie połowa królestwa, góra złota i ręka królewny. Mężczyzna zostaje wymazany z naszego świata. Nadal w nim jest, jednak nikt nie dostrzega jego istnienia. Stał się obywatelem Londynu Pod, a to miejsce, w którym do przetrwania potrzebny jest prawdziwy charakter.
Gdyby Neil Gaiman żył w innych czasach, to z całą pewnością wędrowałby od miast do miasta, zadziwiając ludzi niezwykłymi historiami opowiadanymi przy ogniskach. Po jego wizytach parobkowie wraz z dziatwą trzęśliby się pod jedną pierzyną, zastanawiając się, czy aby te wszystkie niezwykłości, o których opowiadał, w nocy nie zapukają do drzwi i okien. Gaiman to bajarz jak się patrzy, a opowiadać kocha chyba jak nic innego. Pisze scenariusze, komiksy, książki i przygotowuje słuchowiska. Wysłuchałbym każdej jego opowieści, nawet jeżeli wskoczyłby przy tym w powłóczystą szatę, a w dłoni dzierżył podróżną laskę. Od początku kariery zarysował swój charakterystyczny styl. Gaiman opowiada baśnie dla dorosłych osadzone w sennych i nieraz surrealistycznych krainach, które od naszej rzeczywistości odgradza niezwykle płynna granica. Nigdziebądź, książka będąca jego pierwszym samodzielnym tytułem (wcześniej napisał Dobry Omen wspólnie z Prechettem) jest zbiorem wszystkiego, co najlepsze w twórczości Gaimana. Bohaterowie wyrwani z zupełnie innych światów spotykają się na w fantastycznych realiach będących mozaiką połączonych z humorem i błyskotliwością niezwykłych pomysłów.
Markiz de Carabas jest przebiegłym łotrem spod znaku płaszcza i szpady, dziewczynka o imieniu Drzwi odbywa właśnie swoją przygodę godną Alicji, a Richard jest typowym współczesnym „everymanem” zagubionym w magicznym świecie. Ta kolorowa kompania przemierza Londyn Pod, miejsce łączące w sobie wiktoriańskie wilgotne tunele ze steampunkowymi zdobieniami, w którym nazwy stacji metra należy odczytywać dosłownie (tak, na Earl’s Court naprawdę można znaleźć Dwór Hrabiego). To i tak nie wszystko, co można odkryć w krainie ukrytej gdzieś w tunelach pod Londynem. Towarzysząc Richardowi, zobaczymy całe mnóstwo niezwykłych rzeczy i postaci. W Nigdziebądź świat stworzony przez Gaimana odgrywa niezwykłą, niemal najważniejszą rolę. Jest różnorodny, lecz przy tym mroczny, niebezpieczny, pełen tajemnic i wcale nie aż tak kolorowy jak można się spodziewać. Przypomina trochę stary znoszony płaszcz złożony z licznych nachodzących na siebie łat. Może i wygląda trochę niepokojąco, ale z całą pewnością skrywa w sobie wiele sekretów i jeszcze więcej niesamowitych historii.
Sama powieść jest prosta i dynamiczna. Dzieje się w niej dużo, chociaż pozbawiona jest wątków pobocznych. Narracja co prawda rozdziela się między bohaterów (również tych złych, równie charakterystycznych co cała reszta), mimo to nieustannie mamy do czynienia z jedną kluczową historią. Autor z łatwością snuje baśń dla dorosłych urozmaiconą elementami horroru oraz kryminału, ozdabiając ją błyskotliwym humorem, wyjątkowymi postaciami i niesamowitym klimatem. Nigdziebądź to kawał porządnego baśniowego urban fantasy, w którym znajdziemy wszystko, co najlepsze z twórczości Neila Gaimana.
RuBryka Popkulturalna ocenia 9/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl