,,Kundelek'' Marty Milewskiej mnie zaskoczył – przyznam, że spodziewałam się jakiejś sympatycznej opowiastki o piesku posiadającym wielorasowy i bogaty rodowód, może nie czegoś na miarę ,,Pięciopsiaczków'', które były naprawdę arcypogodne i słodkie, ale jednak. Tymczasem zamiast historyjki o małym i słodkim kundelku, który od razu znajduje właściwych ludzi dostałam całkiem poważną w wymowie historię skierowaną do młodszych czytelników.
Ale może od początku.
Tytułowy kundelek nie ma imienia i nie ma też swojego człowieka. Stara się przypodobać swoim kolejnym właścicielom, ale zupełnie mu to nie wychodzi. W sumie nic dziwnego, w końcu Kundelek jest przecież psem, nie rozumuje tak, jak ludzie i nie wie, że nie wolno rozgrzebywać grządek z kwiatami.
Ludzie w tej historii są różni – od tych, którzy są dla Kundelka naprawdę mili, jak dziewczynka, która przyniosła mu jedzenie i przyszła go pogłaskać, poprzez nieodpowiedzialnych buców, którzy oddają go do schroniska, bo w przeciwnym wypadku nie dostaną w hotelu opcji wypasionego pokoju z wyjściem od razu na basen, tylko pokoik w domku na uboczu, skończywszy na naprawdę miłej pani Reni.
Kundelek spotka ludzi, którzy będą się nad nim litować, którzy będą na niego krzyczeć, którzy będą go ignorować i takich, którzy wreszcie go pokochają, bez względu na to, jak wygląda i na to, że od urodzenia kuleje na jedną łapkę.
Ta opowiastka jest ważna przede wszystkim dlatego, że uświadamia dzieciom – bardzo dobitnie – że zwierzę nie jest zabawką, że nie jest czymś, co można odstawić na bok po to, żeby pobawić się telefonem albo pograć na konsoli. Piesek, tak jak i my, potrzebuje uwagi, ruchu, dotyku, miłego słowa. Potrzebuje poszaleć, pobiegać, powęszyć, zmęczyć się zabawą szarpakiem albo piłką. Jeśli tego nie dostanie, to prawdopodobnie sam znajdzie sobie coś do roboty. A że będzie to akurat gryzienie naszych butów albo rozgrzebywanie trawnika, to już inna sprawa. I w zasadzie nasza wina.
Historia Kundelka uczy dzieci wrażliwości i empatii, pokazuje, że opiekując się psem trzeba być wyczulonym na jego potrzeby, że nie można o nich zapominać. A jak się zapomni, to będzie się ponosiło tego konsekwencje.
I jest tu też morał – przesłanie. Niby sztampowe i oklepane, takie, które my-dorośli przerobiliśmy już milion razy, ale wciąż roztapiające serce, gdy mała dziewczynka mówi Kundelkowi, że jest najpiękniejszy i ma taką cudowną orzechową sierść. Chodzi o to, że niezależnie od tego czy komuś wydajemy się brzydcy, kulawi albo nie dość mądrzy, to i tak gdzieś tam jest ktoś dla kogo jesteśmy najlepsi, najpiękniejsi i najbardziej kochani.
Tylko trzeba na tego kogoś trafić. I pewnie nie stanie się to od razu.