Na najnowszą książkę Camilleri rzuciłem się jak pies na kość, bo już się bardzo stęskniłem za sycylijskim komisarzem i jego najbliższymi współpracownikami. Zaczyna się frapująco, oto Montalbano zostaje wezwany przez niezawodnego Catarellę, gdzieś na odległe pole gdzie leży trumna ze zwłokami w środku, a potem mamy dalsze przygody.
Cóż robić, czas biegnie, Montalbano się starzeje: „Z biegiem lat coraz bardziej odczuwał zmiany pogody, tak właśnie wilgotność powietrza wpływa na kości staruszków.” Dokonuje gorzkiego bilansu życia, rozważa, czy może byłoby lepiej, gdyby ożenił się z Livią. Wraca też do François, tunezyjskiego chłopca znanego z poprzednich książek Camilleri, którego w pewnym momencie planowali adoptować z Livią, ale nic z tego nie wyszło. Poza tym bardzo doskwiera mu samotność: „Chciałby mieć Livię obok siebie, a jeżeli nie Livię, to inną piękną kobietę. Co ciekawe, w tym marzeniu nie krył się żaden podtekst seksualny, chciał tylko poczuć ciepło drugiego ciała koło siebie.”
Poza tym nasz komisarz robi się bardzo romansowy, co książka ostatnio to nowa przygoda, tak jest i tutaj, miło tak zaszaleć na starość... Poza tym nieźle mu to wychodzi: „Poczuł nagły przypływ dumy. No cholera, mimo tylu lat na karku był jeszcze całkiem, całkiem...”
Prawdę mówiąc, na początku niewiele się w książce dzieje, jakaś młoda żona starego męża zgłasza napad, który nie wygląda na napad, jacyś ludzie urządzają sobie strzelnicę gdzieś na polu, no i Montalbano ma wspomniany ostry romans. No ciągnie się to niestety, myślę, że dla kogoś, kto czyta o komisarzu po raz pierwszy, rzecz może wydać się po prostu nudna.
Od pewnego momentu akcja nieco przyspiesza, mamy morderstwo, więc zaczyna się klasyczny kryminał ze śledztwem i wykryciem sprawcy, zresztą to wykrycie niezbyt jest skomplikowane, trochę jak w kryminałach Simenona, bardziej się liczy tło obyczajowe i społeczne. A nasz komisarz z najbliższymi współpracownikami: Faziem i Mimì Augello knuje niezłą intrygę, aby zapędzić sprawców w kozi róg.
Jest w książce parę redakcyjnych wpadek, na przykład raz Mimì Augello mówi do Montalbana per `pan' a raz jest z nim na ty, to trochę irytuje. Dalej, statek najpierw jest parowcem, a potem kontenerowcem?! Czyżby dotychczas bezbłędna redakcja wydawnictwa 'Noir sur Blanc' pokpiła sprawę?
Czyta się rzecz całą fajnie, to taki typowy Camilleri gdzie akcja toczy się powoli, jest trochę smaczków obyczajowych i kulinarnych i wreszcie gorący romans, w którym nasz komisarz zachowuje się jak sztubak, no ale miłość ogłupia niezależnie od wieku...
Tylko zakończenie jest bardzo smutne...