Doskonale pamiętam jak dawno, dawno wpadłam na profil fb Agnieszki Kulbat i po raz pierwszy zetknęłam się z Mojrą. Chociaż "zetknęłam" to za dużo powiedziane, ale poczułam duże zainteresowanie i byłam święcie przekonana, że Mojra ujrzała już wydawnicze światło dzienne. Niestety, na ten moment przyszło mi trochę poczekać (trochę długo), a gdy okazało się, że mogę objąć ten tytuł patronatem moja radość była przeogromna.
Wchodzenie w świat fantastyczny wykreowany od podstaw zawsze niesie dla mnie ryzyko, że zgubię się w opisach, że czegoś będzie za dużo i zwyczajnie mój umysł się zbuntuje, że będzie chaotycznie, co wywoła wewnętrzny sprzeciw i nie wyciągnę z lektury to co autor/ka chce przekazać.
W przypadku "Przeklętych dzieci Inayari" wejście w świat stworzony w umyśle Agnieszki Kulbat i przekazany nam dzięki Wydawnictwu Nowa Baśń było... łatwe. Z pewnością pomogło w tym umieszczenie akcji tego tomu w jednym miejscu, a otoczenie i realia świata poznajemy stopniowo przy okazji rozmów bohaterów.
***
Jeśli ktoś by mnie zapytał na co zwróciłam szczególną uwagę podczas czytania to bez zastanowienia wymieniłabym trzy rzeczy:
Klimat. I nie chodzi mi o pierońskie zimno, lodowaty wicher trzaskający okiennicami i hulający po korytarzach, ale o tę specyficzną atmosferę Zakonu Inayari, który jest wyczuwalny prawie od samego początku. Ja nie wiem jak autorka to zrobiła, ale chłód, tajemniczość i pewną mroczną aurę tego miejsca oddała wyśmienicie.
Lekkość i humor. Czyta się mega szybko, a przy tym niejednokrotnie uśmiechałam się pod nosem, podczas przekomarzań głównych bohaterów: Rayn i Aidena. Poza tym autorka nie pozwala się nudzić i już właściwie od pierwszego rozdziału sporo się dzieje, a potem dzieje się bardziej i jest coraz bardziej mroczno.
Bohaterowie. Cudowni. Rayn, Aiden, Aurora i Elys to moi ulubieńcy. Chociaż powiem szczerze, że moje serce jest całkowicie przy Rayn, mimo że w pewnym momencie pomyślałam, że to kolejna dziewoja, która odegra wielką rolę w rolach świata i ma moc, z której potęgi nie zdaje sobie sprawy. Ma traumatyczną przeszłość, radzi sobie z rzeczywistością jak umie najlepiej, ma cięty język i nie boi się dopuszczać zbyt blisko siebie ludzi. Jej bardzo realistyczna osobowość sprawia, że bez trudu można się z nią utożsamiać. Ale przede wszystkim Rayn jest świetnie skonstruowana pod względem psychologicznym.
Aiden to wielka niewiadoma, wrażliwy, pełen ironii i dystansu do siebie, wzbudza sympatię od pierwszego wejrzenia (ale o dziwo na książkowego męża już się nie nadaje - a przynajmniej nie dla mnie. Pytam się: czemu?), ale jest w nim coś co budzi moje wątpliwości, no i coś czuję, że ma jakiś sekret do odkrycia. To tylko moje przeczucie, a poznanie kolejnych perypetii pozwoli mi to wrażenie zweryfikować. Oczywiście nie zmienia to faktu, że w teamie z Rayn jest rewelacyjny, a chemia między tą dwójką jest silnie wyczuwalna i po prostu świetna. Osobiście bardzo lubię takie relacje między bohaterami. Cieszę się także, że autorka nie zrobiła z ich wątku takiego dobitnie romantycznego i jeśli o mnie chodzi, to nie wiem czego się po tej dwójce można spodziewać. Z przyjemnością dam się autorce zaskoczyć.
***
" - Coś długo milczysz. To niepokojące. Czyżbym cię uraziła?
- Skąd. Przysnąłem jedynie.
- Z otwartymi oczami?
- A co, ty tak nie umiesz?"
***
"Mojra. Przeklęte dzieci Inayari" Agnieszki Kulbat trafiły do mnie w trudnym momencie. Trochę obawiałam się czy dam radę w pełni cieszyć się tą lekturą, ale kiedy tylko zaczęłam wiedziałam, że to jest książka, która pozwoli mi oderwać myśli od rzeczywistości. Co prawda rzeczywistość Rayn jest także trudna (no dobra, trudniejsza, nie chciałabym być na jej miejscu) to jednak sposób opowiadania tej historii sprawił, że przyjmowałam ją bez trudu, a humor nie pozwalał dać się przytłoczyć miejscu jakim jest Inayari. Serio, to przerażające miejsce, a Agnieszka Kulbat jego atmosferę oddała bardzo dobrze.
Czytało mi się świetnie i jak wspomniałam bardzo szybko, ale już w trakcie przygody miałam wrażenie, że pewne sprawy zostały potraktowane zbyt powierzchownie. Ponieważ jest to pierwszy tom zobaczymy co będzie się działo dalej i jakie wówczas będzie moje wrażenie, bo być może jest to ledwie wstęp, a w kontynuacji nastąpi rozwinięcie. Aczkolwiek jak na moment, w którym zabrałam się za Mojrę nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, mam jednak w tyle głowy myśl, by przy kolejnym spotkaniu z bohaterami zwrócić na tę kwestię baczniejszą uwagę.
***
A jak osobiście odbieram tę powieść? Dla mnie to przede wszystkim historia o mierzeniu się z przeszłością i wychodzeniu ze swojej strefy komfortu. To również obraz życia w swoistym kłamstwie, podporządkowaniu regułom i takim trochę udawaniu, że pewnych rzeczy się nie widzi i jeśli nie wnika w szczegóły to jest w miarę okej. To w końcu historia o konfrontacji z własnym lękiem (też tym przed bliskością) i zadaniu sobie pytania w jak wielkim stopniu sami odpowiadamy za nasz los.
Uważam, że warto sięgnąć po "Mojrę. Przeklęte dzieci Inayari" Agnieszki Kulbat. To dobrze napisany, podszyty humorem i z doskonałą kreacją głównej bohaterki fantastyczny debiut. W jego świat autorka wprowadza dość powoli, ale mnie to bardzo odpowiadało. Rozstanie z bohaterami nastąpiło w takim momencie, że nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na kontynuację i mieć nadzieję, że będzie to w miarę szybko.
Troszkę może deprymować to, że w zasadzie zamiast odpowiedzi na pojawiające się pytania dostajemy jeszcze więcej niewiadomych, ale należy mieć wzgląd, iż jest to pierwszy tom cyklu. Dopiero zapoznajemy się z prawami tego świata i jego bohaterami i wiele spraw pozostaje do odkrycia.
Z pewnością jeszcze wrócę do Inayari i do specyficznej atmosfery tego miejsca. Lubię Rayn, bardzo lubię i tym razem moje serce skradła właśnie ta dziewczyna. A kiedyś sądziłam, że będzie to Aiden.
"Kłamstwa rodzą bunt, a bunt jest matką wojny."