Zaraz ich potem wyłapano co do jednego i powołano do życia. Tylko, że nikt nie wiedział jeszcze, jakie ono teraz jest. Jakie będzie? I gdzie? U góry czy na dole? Z przodu czy z tyłu? Po stronie lewej czy prawej? A może w ogóle go nie ma, choć ciągle się tak samo nazywa – życie. A tymczasem to tylko szus z jednej biedy do drugiej.
„Ciulandia” - tytuł kontrowersyjny i wywodzący się od słowa „ciul”. Wyjaśnianiem etymologii i sławy tego wyrazu w tej recenzji zajmować się nie będę, ale zachęcam do przeczytania artykułu "Ogólnopolska kariera śląskiego wulgaryzmu" Bogusława Wyderki z Instytutu Językoznawstwa Uniwersytetu Opolskiego.
„Ciulandia” Henryka Wańka to metaforyczne dzieje Górnego Śląska, które bez znajomości jego historii – od najstarszej, po współczesną – czytać nie należy. I nie tej historii poprawnej, czysto podręcznikowej, ale niepisanej i opowiadanej przez jego mieszkańców, bo:
Historyk to gość, który szwenda się po piwnicach, po strychach, grzebie w śmietnikach albo w ludzkiej pamięci. Spędza czas wśród szpargałów i wydusza z nich wszystko, co trzeba.
„Ciulandia” to historia humorystyczna, ironiczna, smutna, nostalgiczna, tragiczna i komiczna. Świat przedstawiony przez Henryka Wańka, jako mityczna, zdawałoby się, kraina istniał i istnieje. Autor ukazuje go bardzo wyraziście, wręcz jaskrawo. Autor chce podkreślić jego wyjątkowość, ale też „dziwność”. Ciulandia żyła i żyje w świadomości Ciulanderów, nigdy jednak nie była samodzielnym państwem. Zawsze tajnym na terenie rządzonym przez innych. Ciulanderowi mimo że był u siebie, zazwyczaj dawano odczuć, że u siebie nie jest.
W „Ciulandii” znajdziemy także ironiczne spojrzenie na światowych przywódców. Zostali oni wpleceni w poczet górnośląskich Karlusów. To nie współcześni przywódcy, ale ci dawno w grobach leżący, którym częściowo zawdzięczamy dzisiejszy „porządek” na świecie. Piękny cytat znalazłam na kartach „Ciulandii”. Słowa, które jak modlitwę powinien powtarzać sobie każdy, kto łączy swoją przyszłość z polityką lub już w niej siedzi po uszy. Czytajcie i uczcie się go na pamięć:
Bo też w rzeczy samej, po co komu sto (dwieście albo trzysta) głów głupich, a każda głupia w innej dziedzinie, gdy wystarczy jedna, a mądra.
W „Ciulandii” znajdziemy jeszcze wiele, a każdy zapewne odnajdzie coś innego. Jeden zrozumienie, inny zdziwienie, jeszcze inny nic nie zrozumie, a kolejny zapłacze lub zaśmieje się. Będą zachwyty, będzie też pytanie o sens tej opowieści. Jednych oczaruje, drugich w ogóle nie złapie za czytelnicze serce. Jak to jednak z czarnym humorem bywa, wiele jest w nim prawdy.
Może się mylę za każdym razem w tej recenzji, ale to tylko moje spojrzenie na "Ciulandię" Henryka Wańka. Nie jestem historykiem, nie jestem literaturoznawcą. Jestem Ciulanderką.