Richard Morgan powtarza w „Trzynastce” manierę, którą znam już z „Sił rynku” i „Zbudzonych furii”, polegającą na opisywaniu spraw i zdarzeń jak gdyby osobie żyjącej w czasach i miejscach, w których akcja się dzieje. Oznacza to, że autor niczego nie tłumaczy (jednak w „Trzynastce” znalazłem wyjątek – chodziło o jakieś ciastko z sezamem), zakładając, że czytelnik wie i rozumie, jak i po co używa się syndu, w jaki sposób podróżuje się kroplą, do czego służą kratownica, n-dżinn, bonobo, co to jest marstech, jak i dlaczego podzieliła się Ameryka, na czym polegają uciążliwości życia w Jezusowie itd., itd. Oczywiście z czasem, w trakcie czytania, można się domyślić, przynajmniej z grubsza, o co w tym wszystkim chodzi, ale momentami bywa to jednak nużące.
Przynajmniej Sevgi Ertekin, była policjantka wydziału zabójstw policji nowojorskiej, zatrudniona obecnie przy ochronie korporacji INKOL, ssie członek Carla Marsalisa (modyfikowanego genetycznie supersamca i żołnierza) w sposób powszechnie znany, wręcz tradycyjny i przewidywalny, bez dwudziestodrugowiecznych udziwnień. Podobnie Rovayo. Dzięki, Morgan, za te drobne ułatwienia!
Świat dwudziestego drugiego i trzeciego wieku, za wyjątkiem Chin, ma już za sobą czasy szalonych eksperymentów genetycznych, ale nadal przecież żyją ludzie będący efektem tych eksperymentów. Wariant trzynasty miał być obrońcą prawa albo znakomitym żołnierzem, ale w sfeminizowanym społeczeństwie osobnicy tak agresywni przestali być potrzebni. Trzynastki więc albo się internuje, albo wysyła na Marsa, ale… nie wszystkim takie rozwiązanie odpowiada. Trzynastka Carl Marsalis jest łowcą niepokornych trzynastek, które sprowadza na właściwe miejsce, to jest do obozu, bądź zabija. Znienawidzony przez swój gatunek, odrażający i przerażający dla większości normalnych ludzi… los nie do pozazdroszczenia.
Po wykonaniu kolejnego zadania Marsalis trafia do pierdla w Jezusowie. Wyciągają go stamtąd Norton i Sevgi Ertekin – potrzebują specjalnego psa gończego do schwytania kolejnej trzynastki, zbiegłej z Marsa. Człowiek ten spowodował awaryjne wodowanie rakiety na Ziemi (zwykle cumują one do kratownic), a w czasie kilkumiesięcznej podróży przez pustkę kosmosu zżarł pozostałych pasażerów. Później ich pozabijał.
Carl Marsalis, wspierany przez agentów INKOL, rusza jego śladem. Z kart książki kapią krew i płyny ustrojowe, a ludzkie szczątki śnią się czytelnikowi po nocach, bo intryga okazuje się znacznie bardziej skomplikowana i rozgałęziona, niż się zapowiadała. W świecie trzynastek brutalna przemoc wydaje się czymś oczywistym i właśnie… naturalnym.
Powieść, całkiem niezła notabene, kończy się niejednoznacznie, co – jak pokazuje doświadczenie – jest, albo może być, furtką do kolejnego tomu przygód Marsalisa.