Profesor King's College w Londynie napisał książkę o fałszywych poglądach czy mitach na temat jedzenia i diet. Owe mity są ogromnie popularne z trzech przyczyn: źle sprofilowanych, metodologicznie błędnych badań naukowych; nieprawidłowej interpretacji wyników tychże badań; wreszcie najważniejsza przyczyna: lobbystyczne działania przemysłu spożywczego. Czołowe firmy spożywcze wydają setki milionów dolarów na granty, programy badań, polityczne lobbowanie. Naukowcom pracującym w tej dziedzinie bardzo trudno uwolnić się od ich wpływu.
W dalszej części książki autor, opierając się na solidnych badaniach i metaanalizach, bezlitośnie rozbija w proch różne mity żywieniowe, które wbijano nam do głowy przez dziesięciolecia. Przedstawię jedynie te dla mnie ważne, zainteresowanych odsyłam do lektury.
Chyba najważniejszy mit: „nie ma jednego właściwego sposobu jedzenia, który byłby odpowiedni dla wszystkich, bez względu na to, co mówią ci wspaniali guru z Instagrama i wytyczne władz.” Wynika to z banalnej konstatacji, że jesteśmy bardzo różni: „Wszyscy mamy własne upodobania i preferencje, jeśli chodzi o jedzenie, więc intuicja podpowiada, że nasz osobisty metabolizm i reakcje na spożywane przez nas pokarmy również powinny być odmienne.”
Inny mit: śniadanie jest najważniejszym posiłkiem: „wiele badań dostarczyło dowodów na to, że pomijanie śniadania może być strategią przydatną w redukcji masy ciała.” Notabene, ostatnio miałem poranek bez śniadania, pierwszy od bardzo dawna i jakoś przeżyłem...
Następny mit: picie kawy jest szkodliwe dla zdrowia: „umiarkowane ilości kawy (trzy i pół filiżanki dziennie) w rzeczywistości zmniejszały ryzyko chorób serca, a nawet duże spożycie tego napoju nie wiązało się z podwyższonym ryzykiem ich wystąpienia”.
Inny mit: picie alkoholu jest zawsze szkodliwe: „Liczne badania obserwacyjne prowadzone od późnych lat siedemdziesiątych XX wieku konsekwentnie wskazywały, że lekkie lub umiarkowane picie (jeden do dwóch drinków dziennie) wiąże się ze zmniejszeniem liczby zgonów z powodu chorób serca w porównaniu z pełną abstynencją”. Zwłaszcza picie umiarkowanej ilości czerwonego wina: „jest prawdopodobnie dobre dla drobnoustrojów jelitowych i może być istotnym czynnikiem wyjaśniającym jego korzystny wpływ na zdrowie.”
Jest tego dużo więcej, powtarzam: zainteresowanych zachęcam do lektury.
Obala Spector sporo mitów, ale nowych zaleceń przedstawia mało, bo wyniki naukowe są niejednoznaczne i wymagają licznych badań uzupełniających. No cóż, jest jedno mocne zalecenie: unikać produktów wysoko przetworzonych (zawierających co najmniej 10 składników, w tym wiele chemii) oraz fast foodu. Problem jest poważny, bo: „Obecnie około 40 procent Amerykanów każdego dnia je fast foody, przy czym jedna piąta posiłków jest spożywana w samochodzie, zaś w Wielkiej Brytanii ponad połowa kupowanej żywności jest klasyfikowana jako wysoko przetworzona.” Na szczęście u nas nie jest jeszcze tak źle, jeszcze...
Po lekturze książki Spectora widzę, że nie ma sensu wierzyć wciąż pojawiającym się nowym rewelacjom różnych guru od żywienia twierdzących, że odkryli dietę-cud, czy nagłówkom w prasie głoszącym szkodliwość lub dobroczynny wpływ pewnych produktów. Zdać się trzeba raczej na zdrowy rozsądek.
Ważna, potrzebna książka.