Na tę książkę czekałam rok. Ta książka śniła mi się po nocach i na samą myśl o niej przebierałam nogami z niecierpliwości. No dobra, może odrobinę przesadzam, ale uwierzcie – na zakończenie trylogii o Minie Dabiri i Vincencie Walderze czekałam bardzo, aż w końcu się doczekałam. Czy Miraż sprostał moim oczekiwaniom i zaspokoił mnie czytelniczo? O tym w tej recenzji.
Kilka dni przed samymi świętami. Zimowa aura unosi się dookoła, a zapach pierniczków skutecznie wkrada się w nosy mieszkańców Sztokholmu. Jednak nie wszyscy mogą cieszyć się świąteczną atmosferą — autor murali przypadkowo natrafia w metrze na rozrzucone kości. Szybko okazuje się, że to szczątki poszukiwanego od miesięcy miejscowego finansisty. Sprawa trafia na stół zespołu Miny Dabiri, który to ponownie prosi o pomoc znanego mentalistę, Vincenta Waldera. Całość komplikuje się jeszcze bardziej, gdy zostają odnalezione kolejne kości, a kolejne osoby stają oko w oko z niebezpieczeństwem. Co dzieje się w podziemiach Sztokholmu i kto jest na tyle mściwy, by pozbawiać życia kolejne ofiary?
W ten sam dzień, kiedy otrzymałam swój egzemplarz Mirażu, postanowiłam rozpocząć lekturę. Tak bardzo czekałam na zakończenie tego cyklu, że z automatu porzuciłam wszystkie dotychczasowe czytane książki, na rzecz Miny i Vincenta – sami widzicie, jaki to musiał być poziom oczekiwań.
Główni bohaterowie, tak jak w przypadku poprzednich części, bardzo przypadli mi do gustu. Ogromnie ucieszyłam się, widząc zmiany, jakie zaszły przykładowo w Minie, które wcześniej chorobliwie dbająca o higienę i unikająca zarazków, teraz powolutku przekonuje się, że niektóre bakterie nie są warte aż tylu poświęceń. Vincent z kolei sprawiał wrażenie bardziej otwartego, co jak na jego przeżycia i traumy stanowi coś naprawdę zaskakującego — ale za to bardzo cieszącego moje oczy. Także tych bohaterów polubiłam jeszcze mocniej i może brzmię nie do końca obiektywnie, ale nic na to nie poradzę.
To, co zaplanowali dla nas autorzy w tej części przeszło chyba moje najśmielsze oczekiwania. Żeby nie było, nie przez całą książkę wyglądało to tak idealnie, bo zdarzały się momenty takiego przestoju, gdzie odczuwałam pewnego rodzaju znużenie. Jednak w zdecydowanej większości książka stanowiła niesamowitą rozrywkę, a dynamiczna akcja sprawiła, że ostatnie sto stron przeczytałam prawie na jednym wdechu. No tak, Camilla zdecydowanie potrafi fundować swoim czytelnikom prawdziwy rollercoaster emocjonalny, a dołączając do tego kilka groszy od Henrika Fexeusa... wyszło coś naprawdę dobrego (i wybuchowego).
Miraż to tego typu książka, która jest okrutnie satysfakcjonującym zakończeniem cyklu, aczkolwiek pozostawia po sobie taki trochę smutek — że to już koniec, że już nie wrócimy do tych bohaterów i do tych wydarzeń. Trochę czuję się tak, jakbym przeczytała ją za szybko, przez co jestem już po lekturze i tak naprawdę wiem już wszystko. Jednak czy żałuję? Absolutnie nie. Cieszę się, że otrzymałam szansę na poznanie tej książki i jeżeli choć jedną osobę zachęcę do poznania tego cyklu — odniosę swój osobisty sukces.
Jeżeli lubicie trzymające w napięciu kryminały, w których nie brakuje wątków psychologicznych czy też bardziej obyczajowych, to koniecznie sięgnijcie po te książki.