Powieść opowiada historię czternastolatki, niebawem piętnastolatki, która po stracie mamy i babci trafia pod opiekę pięciu starszych od niej braci Monet, o których istnieniu nie wiedziała. Mało tego, trafia do innego, zupełnie jej obcego kraju. Jej formalnym opiekunem zostaje najstarszy, dwudziestoośmioletni Vincent, ale tak naprawdę pieczę nad nastolatką sprawuje cała piątka. Pierwszy tom cyklu pt. „Skarb” opowiada o adaptowaniu się Hailie do zupełnie nowych warunków. Nie dość, że od tej pory ma mieszkać z samymi mężczyznami, to jeszcze musi dostosować się do panujących w tym domu zasad. A jej bracia są apodyktyczni, władczy, obrzydliwie bogaci, a przez to w części rozpuszczeni (w części, bo nie każdy z nich taki jest) i przede wszystkim zdystansowani. Dziewczyna tęskni za mamą i babcią, potrzebuje ciepłych ramion, które ukoją smutek i żal, a zostaje przyjęta bardzo chłodno. Wygląda na to, że jest dla braci problemem, że jej tam nie chcą, co dają jej na każdym kroku odczuć. Szczególnie okrutni wobec Hailie są Tony i Dylan, którzy podobnie jak ona nadal uczęszczają do szkoły. Nieco więcej czułości okazuje nastolatce Will, który szybko staje się jej ulubionym bratem. Shane – brat bliźniak Tony’ego również jest znośny, jednak i on nie okazuje Hailie zrozumienia, na jakie dziewczyna liczy. Najstarszy Vincent jest zimny, niedostępny i sam jego widok jest w stanie przestraszyć, chociaż to bardzo przystojny młody człowiek. Vince trzyma Hailie krótko, na niewiele jej pozwala, wykłada swoje zasady i oczekuje, że dziewczyna będzie posłuszna. Każde, nawet najmniejsze przewinienie skutkuje rozmową z opiekunem, a rozmowy te nie należą do najprzyjemniejszych.
Zachwyciła mnie ta powieść. Gdyby nie fakt, że wiem, że to książka z Wattpada, w życiu nie domyśliłabym się tego. Bo styl autorki, język, konstrukcja fabuły, jej konsekwentne prowadzenie, kreacja bohaterów, to wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. Oczywiście można byłoby się przyczepić kilku drobiazgów, ale nie będę tego robić, bo czytało mi się tę książkę bardzo dobrze, świetnie przy niej odpoczęłam i doskonale odnalazłam w rzeczywistości, jaką zbudowała dla Hailie autorka. Fajnie było obserwować, jak ta niewinna, poukładana nastolatka, która w rodzinnym domu otoczona była miłością i ciepłem, chociaż miała tylko mamę i babcię, odnajduje się w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości. Jest w niej trochę buntu na to, co zastaje. Bracia jej niczego nie odmawiają, jeśli chodzi o rzeczy materialne, ale nie dają jej siebie, swojej uwagi, ciepła i miłości. Hailie czuje się w tym domu źle, chociaż może mieć wszystko, bo otoczona jest z każdej strony bogactwem. Cieszy fakt, że bohaterka pod wpływem braci i otaczającego ją luksusu się nie zmienia. Nadal jest skromna, poukładana i taka kochana. Martwi się o każdego z braci, chociaż traktują ją często podle. Tak naprawdę nigdy nie robi nic bardzo złego, a zasady ustanowione przez Vincenta są zbyt rygorystyczne, jednak Hailie stara się dostosować. Później zaczyna rozumieć, że jest tak dlatego, że bracia troszczą się o nią i jej bezpieczeństwo, że jest dla nich ważna. Musi jednak minąć trochę czasu. Chłopaki przy Hailie z czasem odrobinę się zmieniają. Można odnieść wrażenie, że trochę się otwierają. Jest to jednak początek wspólnej drogi tego rodzeństwa. Widać jednak jak na dłoni, że każde z nich pójdzie za sobą w ogień. Docierają się powoli, nic dziwnego, bo nie znali się przecież przez ponad czternaście lat i ta sytuacja nie jest dla żadnej ze stron łatwa. Chociaż bracia są dla Hailie oschli, każdy jeden czuje się za nią odpowiedzialny i zrobią wszystko, aby włos nie spadł małej siostrzyczce z głowy. Cudowna, godna pozazdroszczenia więź, która z biegiem czasu będzie jeszcze bardziej trwała i silniejsza. Tym, co najbardziej mnie zachwyciło w powieści był nie tyle ogrom uczuć i emocji, które stały się udziałem nastolatki, ale siła, z jaką te emocje oddziałują na czytelnika. Każdą cząstką siebie odczuwałam żal, smutek, ból, osamotnienie i te wszystkie uczucia, które dusiła w sobie nastolatka. Nie jest łatwo aż tak zaangażować mnie w przeżycia wewnętrzne postaci, a autorce udało się to ot tak. Czym z miejsca mnie kupiła.
Wątki Hailie i jej braci, chociaż wiodące, nie są jedynymi wątkami w powieści. Jest trochę romantycznego uczucia, chociaż ciężko nazwać je romantycznym po tym, co wyprawia kolega nastolatki, do którego się zbliżyła, a którego bracia skutecznie odstraszyli. I słusznie. Bracia Monet skrywają wiele tajemnic i sekretów, z których tylko część odkrywamy w tym tomie, największe nadal czekają na odkrycie. Wiąże się z tym jednak wiele niebezpieczeństw, które czyhają na młodą siostrę Monetów. Dzięki temu dużo się w książce dzieje, a akcja jest dynamiczna. Już zresztą sam początek powieści wbija w fotel, bo właśnie wtedy wydarza się wypadek, w którym giną mama i babcia Hailie. Trzeba przyznać, że autorka zaczęła z grubej rury. Mną ten początek wstrząsnął, mimo że informacja o wypadku jest w opisie. Spodziewałam się wzmianki na ten temat, a zaczęło się zupełnie inaczej. Dalej jest jeszcze ciekawiej, bo bracia mają sporo za uszami. Ale o tym opowiadać nie będę, to już musicie sprawdzić sami.
Pokochałam „Rodzinę Monet. Skarb” od pierwszych stron i niecierpliwie wyczekuję kolejnego tomu przygód tej wyjątkowej szóstki rodzeństwa. Z całego, tęskniącego za kontynuacją, serca polecam!