Klaudia Opuchlik-Guaramonti, absolwentka filologii włoskiej i tłumaczka, jako pisarska zadebiutowała klimatyczną, niewielkich rozmiarów powieścią „Miasteczko Mudiflof”.
Utwór opowiada o życiu kilkorga mieszkańców malowniczej rybackiej miejscowości położonej na wschodnim wybrzeżu pewnej wyspy. Niezwykle kameralna powieść skupia uwagę czytelnika na Olivii, córce Clementine i Vincenta – właścicieli tawerny i Jasperze, synu Aurelii (oni prowadzą bar).
Olivia i Jasper są przyjaciółmi od dziecka i nigdy nie opuścili wyspy. Każde z nich z innego powodu. Przychodzi jednak moment, że w życiu bohaterów pojawia się „zaburzenie narracji". Często używane słowa „zawsze”, „zazwyczaj”, „przeważnie” zamieniają się w „ani razu”, „wcale” i „nigdy dotąd”. Nagle, nie wiadomo skąd pojawia się April i chce zostać na nie wiadomo jak długo, by potem nie wiadomo w jaki sposób zniknąć. Pojawienie się tej postaci ma duże i symboliczne znaczenie. Zaczynają się zmiany i czytelnik tym zmianom się przygląda. Jednak na efekty pobytu April w Mudiflof trzeba chwilę poczekać.
Jest tu trochę baśniowo, trochę jak w „Małym Księciu" Exupery'ego. April zjawia się niespodziewanie. Czegoś szuka, nie szukając. Raczej milcząca, ale jest w niej coś, co sprawia, że inni się przed nią otwierają. Dziewczyna przebywa w miasteczku dziewięć miesięcy, w trakcie których we wszystkich (łącznie z nią) rozwija się nowe.
Powieść zaskakuje wieloma elementami. Zaczyna się drugim rozdziałem, by zakończyć pierwszym. Dlaczego? Tego dowiemy się na końcu. W wykreowany świat wprowadza ujawniająca się w gawędziarskim stylu narratorka, która co jakiś czas wyłania się z trzecioosobowej narracji, dopowiadając wspomnienia z życia bohaterów. W ciekawy sposób skupia uwagę czytelnika na ważnych postaciach, dlatego gdy ktoś wchodzi do baru wypełnionego ludźmi, mamy wrażenie, że jest w nim sam lub ze swoim rozmówcą.
To powieść o przyjaźni, miłości, o lęku przed zmianą, przed nieznanym, o odwadze. Historia o starcie, samotności i strachu przed wzięciem odpowiedzialności za drugiego człowieka zadaje pytania dotyczące życia, relacji. Czy wiara w przeznaczenie równa się szczęśliwemu związkowi? Czy rozmowa, która może zepsuć wszystko, może pchnąć naprzód?
Autorka pięknym językiem stworzyła niezwykły klimat miasteczka i okolic. Cudowne opisy sprawiają, że czuje się zapach oceanu, wilgotność powietrza i zbliżający się sztorm, zapach i niemal smak brownie czy ciasta marchewkowego. Jeśli ktoś nie próbował homara, po przeczytaniu książki będzie opowiadał, że jadł przyrządzonego na wiele sposobów.
Vincent opowie o homarach, fokach i zjawiskach atmosferycznych, bo czytanie „Miasteczka Mudiflof" to też okazja poznania interesujących ludzi i wielu ciekawostek. Oprócz kochającej książki Olivii i utalentowanego plastycznie Jaspera są inni, którzy otwierają przed czytelnikiem swoje serca.
Powieść zaskakuje i zachwyca formą oraz treścią, sugestywnymi opisami i ciekawymi bohaterami. Autorka pokazuje, że zmiana jest na wyciągnięcie ręki, ale by jej dokonać trzeba dostrzec możliwości, a do tego potrzebna jest często zmiana perspektywy. W tej cudownie otulającej historii Klaudia Opuchlik-Guaramonti na listku prozy podaje poezję życia, sprawiając, że nie chce się z jej książką rozstawać.