To była dość nużąca, przewidywalna i po części zbyt spekulatywna lektura. Pojawiło się w niej na szczęście też kilka obserwacji godnych odnotowania. Małżeństwo autorów – Heather Heying i Bret Weinstein – swoją wiedzę biologów ewolucyjnych wykorzystało do przyjrzenia się człowiekowi w szybkozmiennym (pełnym ‘hipernowości’, jak nazwali nasze dynamiczne otoczenie) świecie własnej dominacji gatunkowej. „Przewodnik łowcy i zbieracza po XXI wieku” jest próbą ekstrapolacji biologii człowieka w kierunku etnologii i socjologii. Jeśli nauki przyrodnicze są obarczone niepewnością, to wycieczka autorów ku kulturowej kondycji ludzi jest w konkluzjach tym bardziej dyskusyjna. Sama diagnoza z listą problemów egzystencjalnych w XXI wieku, gdzie atomizacja, specjalizacja, wielogłos ekspercki, manipulacje, pęd konsumpcyjny, … powodują zagubienie jednostek i społeczności, w wersji biologów wypadła spójnie. Jednak już wnioski, remedia i ich sposób podania oceniam nisko. Mechanizm rozwijania ich narracji jest tak prosty jak dyskusyjny – z obserwacji własnych dzieci, ewolucji i etologii organizmów, sposobu działania doboru naturalnego, procesów tworzenia adaptacji, które w przypadku Homo sapiens doprowadziły do kultury i wieloaspektowych socjalizacji, zbudować listę środków zaradczych.
Z nieznanych dla mnie powodów, autorzy dokonują zbyt daleko idących uogólnień, które szkodzą. Krytyka redukcjonizmu musi mieć ramy, których tu brakuje. Z punktu widzenia psychologii, sama biologia (specjalność autorów) jest przecież redukcją, która na wielu polach święci triumfy, które naukom społecznym pomagają budować i swoje poznawcze podstawy. Niepomni tego małżonkowie, bez namysłu odrzucają wiele farmakologicznych dobrodziejstw wmanewrowując dodatkowo scjentyzm w fakt kompulsywnego faszerowania się pacjentów lekami nadmiernie przepisywanymi przez medyków (str. 91-93, 98, 214-216). Przykłady własnych dzieci, które po złamaniach miały przechorować opuchlizny bez zbytniej ingerencji farmakologicznej, to dyskusyjna podstawa do uogólnień. Ponawiana w różnym kontekście (tragedie ekologiczne z zanikiem bioróżnorodności, cykle rozwoju osobniczego człowieka podczas dorastania, sposoby absorpcji zalewu informacji) ogólna zasada Heying i Weinstein da się sprowadzić do dość enigmatycznego sformułowania tzw. zasady Omega (źle mi się kojarzy nazwa, bo raczej z New Age) w postaci (str. 109):
„(…) należy domniemywać, iż kosztowne i długotrwałe cechy kulturowe (…) są adaptacyjne, zaś adaptacyjne elementy kultury nie są niezależne od genów.”
Mają autorzy rację, że fenotypowe realizacje plastycznie dostosowują ludzi do nisz. Jednak w dość mętnych przykładach, gdzie ‘kulturowe patologie współczesne’ starają się prostować przełożeniem na zasady biologii, dokonują karkołomnych i podejrzanych analogii, jak w jednym z kilku podanych przykładów (str. 289):
„Między kulturą a świadomością panuje napięcie, tak samo jak między sakralnością a szamanizmem. Sakralność ma się do kultury tak, jak szamanizm do świadomości.”
W płynności sensu powyższych cytatów upatruję typowy mechanizm perswazyjny autorów. Sformułować wieloznaczne sentencje dla podbudowy prezentowanych poglądów, które są zaledwie przecież jedną z wielu możliwych alternatyw. Ani śladu ilościowych badań (poza subiektywnym osądem z procesu wychowywania własnych dzieci i obserwacji studentów). Pozwalają sobie nawet na akceptację językiem postmodernizmu przesądów, typu astrologia (str. 284), kwitowanych: „Każde z tych przekonań jest dosłownie fałszywe, a w przenośni prawdziwe.” Właściwie taka argumentacja pozwala akceptować (oczywiście w przenośni ;)) dowolny sąd o czymkolwiek. Dla mnie to niepokojący relatywizm narracyjny o licznych konsekwencjach negatywnych.
W ogólnym spojrzeniu na książkę, należałoby autorom przyklasnąć. Szukają przecież rozwiązań na skomplikowane wyzwania. Zbyt prosto jednak zalecają ‘wsłuchiwanie się w przyrodę i w siebie’ by powrócić do naturalności. Unikajmy więc GMO, smartfonów, manipulacji korporacji, śmieciowego jedzenia, pielęgnujmy klasyczne relacje rodzinne z wsłuchiwaniem się w gender, pozwalajmy wysypiać się nastolatkom. To taki poradnikowy motyw główny poprzetykany relacjami z tropikalnych wypraw akademickich. Pewne dietetyczne zasady („Nie sprowadzaj jedzenia do jego części składowych. (…) Lepiej myśl o żywności jako o gatunku, z którego pochodzi, kulturach, które użyły jej po raz pierwszy (…)”) przypominają we wnioskowaniu homeopatię. Kłopot z takim podejściem do tematu polega na wieloznaczności i chyba na nie najlepszych technikach przekonywania czytelnika do swoich racji.
Na uwagę zasługuje rozdział o dorastaniu. Sam temat istoty edukacji wprowadzony został bardzo trafnie (str. 242-247), z akcentowaniem w tym procesie dociekliwości i sumienności (jakież to staromodne w epoce chatów AI!). Biolodzy broniąc obiektywnego sens i statusu rzeczywistości, dotykają problemu szumu informacyjnego. Ciekawie łączą potrzebę samodyscypliny krytycznej z obowiązkiem formowania się człowieka, który musi wchodzić w relacje społeczne (str. 261):
„Im dłużej intelekt ściera się z realiami, których nie można przymusić manipulacjami czy nakłonić słówkami, tym mniej skłonni jesteśmy do obwiniania innych za swoje błędy.”
Przy okazji przekonali mnie autorzy do potrzeby utrzymania powszechnego w pierwotnych kulturach procesu inicjacji przejść młodych ludzi (w zgodzie z akceptowanymi współcześnie aksjologiami). Ich organizmy potrzebują świadomości istnienia ‘kamieni milowych’ w życiu, by socjalizować się. Nie chodzi o jakąkolwiek formę perswazji społecznej, która może wykluczać i ranić. Autorzy akcentują mechanizm zasług, budowanie sprawczości i odpowiedzialności za własne życie. Nawet jeśli z pewnej perspektywy uznamy taki model za opresyjny, to zysk z ukształtowanego charakteru młodego człowieka, który przygotuje się na wyzwania, jest przeważający.
„Przewodnik …” oferuje zbyt mało jak na swoje rozmiary. W zasadzie podane po każdym rozdziale podsumowania mogą wystarczyć, by wydobyć z niego sedno. Istnienie tych elementów jest w tym sensie plusem. Nie wszystko mi w nich jednak odpowiada. Dostrzegam trochę sprzeczności w argumentacji autorów (dominujący postmodernizm faktyczny został werbalnie odrzucony deklaracjami we wspomnianym najlepszym rozdziale). Sam rozkład akcentów zbliżający opowieść do antropologii, nieco demistyfikuje formalne braki Heying i Weinsteina, którzy są jednak biologami. W związku z tym widzę sporo ciekawszych publikacji, które szeroki zakres tematyczny podjęty tą książką lepiej realizują w detalach (*). Perspektywa wydobycia z ewolucyjnego dziedzictwa gatunkowego tych zalet Homo sapiens, które pomogą nam przetrwać w świecie niespotykanie szybkiej zmienności otoczenia, to temat fundamentalny. Wymaga metaanaliz badawczych wielu dziedzin. W opiniowanej książce ta potrzeba została sformułowana. Jednak takie akurat jej wykonanie wydaje mi się przeciętne, bo pobieżne. Lepiej chyba skupić się na węższej klasie zagadnień i pogłębić argumentację. Ostatecznie, jeśli nawet dostalibyśmy wieloaspektowy raport o stanie człowieka, to widzę problem praktyczny. Dostrzegam cywilizacyjną impregnację większości ludzi na nawet nieśmiałe próby budowania merytokracji. To jednak oznacza, że wysiłek intelektualny i poprawna diagnoza byłaby i tak wołaniem na puszczy…
MIERNE z PLUSEM – 5.5/10
=======
* Na przykład hasłowo, zupełnie subiektywna lista : „Czerwona królowa” M. Ridley; „Jak się uczymy?” S. Dehaene; „Zachowuj się” R.M. Sapolsky; „Prawy umysł” J. Haidt; „Trzeci szympans” J. Diamond; „Konsiliencja” E.O. Wilson; „Małpa, która zrozumiała Wszechświat” S. Stewart-Williams; „Niespokojne pokolenie. Jak wielkie przeprogramowanie dzieciństwa spowodowało epidemię chorób psychicznych” J. Haidt (plan wydawniczy na 02.2025 Zysk i S-ka)