O starych nawiedzonych domach powstało setki, jeśli nie tysiące książek i pewnie jeszcze więcej filmów. Wydawać by się więc mogło, że temat ten został wyeksploatowany równie mocno jak stary poczciwy jelcz, który opuszcza garaż jedynie z okazji ważnych rocznic związanych z komunikacją miejską. I faktycznie, jeśli prześledzić powieści grozy o nawiedzonych domach, tylko z ostatnich kilku lat, w większości będą to opowieści wtórne, niczym kalkomania dzieł z przeszłości. Wśród tych rzeszy powieści, o których nie warto nawet wspominać, czasami trafi się prawdziwa perełka, jak choćby "Całopalenia" Roberta Marasco z 1973 roku, wydana w Polsce dopiero w roku 2020, czy znacznie nowsza "Ręka mistrza" Stephena Kinga z 2008 r. I choć, w moim przekonaniu, "Mexican Gothic" jest z tych wszystkich tytułów powieścią najsłabszą, to jednak nie można o niej powiedzieć, że jest zła, ani tym bardziej odmówić jej oryginalności.
Choć Silvia Moreno-Garcia ma na swoim koncie już kilka powieści, polskim czytelnikom raczej nie jest szczególnie znana. "Mexican Gothic" to Jej najnowsza książka i pierwsza wydana na polskim rynku. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie czytałem powieści osadzonej w Meksyku, a ten kraj znam głównie z programów podróżniczych Wojciecha Cejrowskiego i seriali typu "Narcos" czy "Trawka". Sami więc rozumiecie, że moje pojęcie o tym kraju jest raczej mizerne i między innymi to sprawiło, że sięgnąłem po tę książkę. Chciałem po prostu poczuć inny klimat, wziąć krótki oddech od innych powieści i spróbować czegoś nowego. Taki trochę eksperyment, ale okazał się udany.
Ta historia zaczyna się od niepokojącego listu, jaki Catalina przysyła swojemu stryjkowi. Wiadomość zaczyna się od słów:
on próbuje mnie otruć. Ten dom trawi choroba, cuchnie tu zgnilizną, roi się od wszelkiego zła, tchnie okrucieństwem. (...). Brzmi złowieszczo? I słusznie, choć oczywiście racjonalnie myślący stryjek zakłada, że jego krewniaczka najzwyczajniej w świecie zwariowała i chcąc uniknąć towarzyskiego skandalu - jest wszak w Meksyku (w mieście, a nie w całym kraju) osobą bardzo szanowaną, mającą dużą firmę i wpływy - wysyła do Cataliny swoją córkę Noemi, aby ta wybadała sprawę i w razie czego namówiła męża kobiety, żeby oddał ją pod opiekę psychiatrów.
Tak właśnie Noemi trafia do dawnego górniczego miasteczka El Triunfo. Jest rok 1950, ale od wielu lat miejscowa kopalnia srebra nie działa, co przełożyło się na jakość życia w tym miejscu oraz dobrobyt mieszkańców. No dobra, powiem to wprost - El Triunfo to
de facto zapadła nora, która wygląda tylko nieco lepiej od Desperacji w powieści Stephena Kinga. Silvia Moreno-Garcia bardzo obrazowo i sugestywnie przedstawiła to miejsce, co niewątpliwie jeszcze bardziej pobudziło moją wyobraźnię, wzmogło apetyt i zwyczajnie zaciekawiło. A skoro jesteśmy już przy opisach... Według mnie, są mocną stroną "Mexican Gothic", podobnie jak plastyczny język, na co niemały wpływ miał zapewne tłumacz Ryszarda Oślizło, który - moim skromnym zdaniem - zrobił tu kawał dobrej roboty. Powieść bowiem, językowo, stoi na bardzo wysokim poziomie i to daje się odczuć od samego początku. Podobnie jak delikatnie sączącą się grozę. Nie, "Mexican Gothic" nią nie epatuje, nie znajdziecie tu widowiskowych manifestów nadprzyrodzonych bytów, ale gdy tylko Noemi zostaje przywieziona do Wysokiego Dworu, dla Czytelnika staje się jasne, że będą dziać się tu niepokojące rzeczy.
I właśnie ten "niepokój" towarzyszył mi od początku lektury, co zresztą uznaję za wyznacznik dobrej literatury grozy. Bohaterowie w tej powieści też wydają się być ciekawi i intrygujący. Główna bohaterka - dwudziestoparoletnia Noemi, jak większość bogatych dziewczyn w jej wieku, jest trochę rozkapryszona i roztrzepana, ale - powiedzmy - w granicach dopuszczalnej normy. Jest przy tym także inteligentna i na swój sposób wyzwolona, przez co wydaje się osobą interesującą. Sama też bardzo interesuje się otaczającym ją światem. Jej dociekliwość skłania ją do poznania przyczyny, z powodu której jej ukochana kuzynka Catalina, z żywiołowej, wesołej młodej kobiety, krótko po ślubie z Virgilem Doylem - spadkobiercą upadłego kopalnianego imperium - zmieniła się w apatyczną, zanurzoną w melancholii osobę utrzymującą, że dom, w którym zamieszkała jest nawiedzony. Początkowy sceptycyzm Noemi, słabnie gdy i ją dopadają niepokojące i mroczne wizje i zaczyna poznawać tajemnice i przeszłość rodziny Doylów i Wysokiego Dworu.
Silvia Moreno-Garcia stworzyła mroczną opowieść z gęstym niczym sos do spaghetti klimatem, osadzoną w niesamowitej scenerii, napisaną bardzo ładnym językiem. Do tego wszystkiego dochodzą ciekawi bohaterowie i wciągająca historia, której rytm, niestety, zaburza nierówne tempo akcji. Właściwie to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić. Mamy tu bowiem kilka fragmentów, gdzie marazm zbytnio się przeciąga. Cała fabuła jest niespieszna, ale gdy opowieść jest dobrze napisana i wciąga, to powolność bywa zaletą, gorzej gdy puls spada jeszcze bardziej, a poszczególne sceny nie wnoszą nic nowego. Tak było w przypadku "Mexican Gothic", ale na szczęście te momenty nie są zbyt liczne, a rekompensatą - dla mnie osobiście - był naprawdę mocny finał.
Przed lekturą "Mexican Gothic" miałem obawy czy to aby nie groza zmieszana z romansem, czy czasem nie będzie to literatura kobieca w wersji dark, ale nic z tych rzeczy. To nie żaden romans, choć niewątpliwie daje się tu wyczuć kobiecą wrażliwość, co nie jest ani zarzutem, ani tym bardziej zaskoczeniem, wszak powieść napisała kobieta. "Mexican Gothic" to horror pod wieloma względami inny niż wszystkie jakie do tej pory przeczytałem, to powieść co najmniej dobra, którą śmiało mogę Wam polecić na długie jesienne wieczory.
© by
MROCZNE STRONY | 2021