Pewien mądry dżin powiedział kiedyś: „Uważaj o co prosisz, bo to, co otrzymasz może nie być tym, czego pragniesz”.
Pragnieniem Meg Jackson, lat piętnaście jest, by jej Pierwszy Pocałunek był czymś niezapomnianym i wyjątkowym. I w sumie taki był: wszak ugryzła największe ciacho w szkole. Właściwie: odgryzła mu nos. No, prawie. Teraz, ośmieszona i okryta hańbą, dostaje od losu szczęśliwą kartę, by na greckiej Wyspie Miłości przeżyć swój najlepszy Drugi Pierwszy Pocałunek.
Ja również powinnam byłam uważać, o co proszę.
Sięgnęłam po „Wybierz mnie!” z cichą nadzieją, że młodzieżowa głupawka wyrwie mnie z marazmu; sprzeda ożywczego, różowego, kopa na poprawę pogody ducha. Cóż…
Książka Garrod jest dla mnie młodzieżowa aż za bardzo. Całkowicie nie mój klimat i nie mój styl, bajka też jest z zupełnie innej półki.
Nie polubiłam Meg, nie polubiłam książki, co więcej, uprzedziłam się do samej Garrod.
Primo: „Wybierz mnie!” pisane jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Mam tej maniery powyżej uszu i obrzydła mi już kompletnie. Jakby inne sposoby narracji przestały istnieć. Galerie emotikon drażniły oczy a od krzyków i Caps Locka mentalnie bolały uszy.
Czy lektura pamiętniczka może być męcząca i hałaśliwa? Tak, to możliwe.
Secundo: Garrod prowadzi Meg przez szereg niefortunnych zdarzeń, nie szczędząc jej żenująco-krępujących kompromitacji.
Przyznaję, autorka ustami Meg opowiada o nich zajmująco i z humorem, lecz jak to się mówi: nadmiar szkodzi. Jest tej poruty tyle, że zaczęłam przemyśliwać, czy na miejscu Meg nie spędziłabym reszty życia siedząc na twarzy w wychodku. I nie wiedzieć kiedy - przestało być zabawnie.
Tertio: Meg bez chwili przerwy przeżuwa i przeżywa to samo. Wciąż i wciąż od nowa. Co tam Grecja, malownicza wyspa, huśtawka z zajebistym widokiem i selfie z gwiazdorem.
Meg grzebie się w przeszłości. Podnosi i wypluwa. Znowu podnosi i mieli od nowa ale od drugiej strony. Rozumiem, że nastolatka, że nieszczęście i życiowa tragedia, lecz ileż można?
Potrzeba naprawdę mocnego kopa w dumę, by Meg zamiast się rozklejać zaczęła myśleć.
Dziękuję Garrod za postać Anity. Bez niej Meg byłaby tylko histeryzującą małolatą.
Quatro: Gubiłam się w wieku bohaterów. Sprawiają wrażenie starszych niż są w istocie. Garrod pisze o nich jak o ludziach co najmniej dwudziestoletnich, tymczasem jest grupa nastolatków - lat szesnaście, siedemnaście, dziewiętnaście – zaangażowana w niedookreślony sposób w produkcję filmową.
Tutaj przechodzimy do osoby młodszej siostry Jackson. Garrod pisze o niej taki w sposób, iż trudno uwierzyć, że ta egocentyczna szantażystka ma tylko/aż dziewięć lat. Mam wrażenie, że sama autorka również o tym szczególe zapomina. Dziewięciolatka dobrana w parę dla siedemnastolatka? Nie przemawia do mnie. Nawet jeśli jest on bożyszczem nastolatek a Olive jego zagorzałą fanką.
Wszystko to zebrane razem, sprawia wrażenie cudacznej, jazgotliwej, przejaskrawionej hucpy.
Jak już zostało powiedziane - nie polubiłam się z "Wybierz mnie!" Chemia nie teges, więc i lektura szła mi jak po grudzie.
Może gdybym była ze trzy dekady młodsza, może gdybym nie tkwiła w psychicznym dole - może wówczas spojrzałabym na książkę pod innym kątem, wszak perspektywa czyni cuda. Stało się jednak inaczej i w przypadku „Wybierz mnie” szlag trafił dobre intencje już na wstępie.
Nie odmawiam „Wybierz mnie” witalności i temperamentu. Wprost przeciwnie: Jest klarowna i wysoko energetyczna. Doceniam biegłość Garrod w odwzorowaniu młodzieżowej konduity.
To tylko mnie nie przypadła ona do gustu.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.