Książka norweskiej autorki w pełni zasługuje na miano porządnego, dobrze skonstruowanego kryminału, ale może być także czymś więcej. Nie tylko dostarczy czytelnikowi rozrywki przy rozwiązywaniu intrygi kryminalnej. Może także zwrócić jego uwagę na pewne zjawiska, które zachodzą w naszym świecie jakby niezauważone, na podskórne procesy zepsucia i degeneracji, jakim ulega nasza wspaniała, otwarta, wolnościowa cywilizacja Zachodu.
Ale zacznijmy od początku. Zaczyna się dziwnie. Opisane na wstępie wydarzenia otoczone są aurą niezrozumiałości i niezwykłości. Nie do końca rozumiemy, co się właściwie dzieje, i czy aby na pewno czytamy kryminał, a nie powieść grozy, czerpiącą z literatury gotyckiej. Autorka bowiem w niezwykle sprawny sposób umie zbudować klimat tajemniczości, dziwności. I tak będzie przez całą książkę. Niezależnie od tego, jak bardzo racjonalne i naukowe są kroki podejmowane przez śledczych, i jak bardzo „zwykłe” (realistyczne) są badane zbrodnie, pozostaniemy cały czas w atmosferze pewnej niesamowitości. Przyczyniają się do niej i plastyczne opisy tła (mgliste, śnieżne, nocne otoczenia), i bardzo wnikliwe, celnie napisane rozterki i obawy bohaterów, i same wnioski, do jakich stopniowo dochodzą badający zbrodnię policjanci.
Będziemy oczywiście mogli kibicować śledczym, dociekać sensu wydarzeń, poszukiwać powiązania pomiędzy pozornie niezwiązanymi faktami, czasem odkrywać samemu to, do czego bohater jeszcze nie doszedł, a czasem być kompletnie zaskoczonym jego wnioskami - jak na porządny kryminał przystało. Ale będziemy też mogli współuczestniczyć w wewnętrznym odbiorze świata przez bohaterów. Lęki, niepewności, obawy postaci, chwilami niemal ocierające się o paranoję, są przez autorkę tak dobrze opisane, że, doprawdy - nic dodać, nic ująć. Można rzeczywiście w pełni uczestniczyć w tych emocjach i uczuciach, tak realnie i przekonująco się ukazują z kart powieści. I tę cechę pisarstwa pani Anne Holt uważam chyba za najbardziej niezwykłą, wyróżniającą ją spośród innych autorów kryminałów.
Ale i to jeszcze nie wszystko. Jak zaznaczyłam na początku, książka ta nie tylko jest dobrze napisanym kryminałem, ale także swoistym raportem ze stanu cywilizacji. Raportem alarmującym, bowiem otwiera nam oczy na zjawiska, jakich byśmy się pewnie nie spodziewali, a zapewne (jak mam nadzieję), nikt z nas nie chciałby, by okazały się realne. Tło, na jakim rozgrywa się intryga kryminalna, stopniowo odsłania swoje przerażająco ponure prawdy. Aż trudno uwierzyć w realizm tych wątków z „dna” opowieści, motywów, jakie popychają do popełnienia opisanych zbrodni. Jak bardzo głęboko mogą tkwić ziarna nienawiści, i jak dobrze mogą być ukryte - pod fasadą szczęśliwej, nieco pozbawionej głębszych wartości, zajętej tylko mnożeniem dobrobytu, kolorowej codzienności europejskiego liberalnego i otwartego społeczeństwa.
Ta konwencja „raportu” jest powtarzającym się motywem; nie tylko jedna z postaci powieści zajmuje się tworzeniem takich raportów o istocie nienawiści, i nie tylko na podstawie takich raportów prowadzone są działania śledcze, ale i, jak ze zdumieniem odkryłam, sama autorka miała w swoim życiu zawodowym do czynienia z takimi raportami, jako prokurator, adwokat i minister sprawiedliwości Norwegii. Stąd też pewnie to wyczulenie na same źródła zbrodni, na tkwiące często o wiele głębiej niż świadomość sprawcy wątki, zdolne pobudzać do czynów strasznych. I stąd też ta niewesoła refleksja, do jakiej zmusza czytelnika: czy aby na pewno dobrze wiemy, co myśli druga osoba, co czuje i jak widzi swoje miejsce w społeczności? Czy na pewno stanowimy jedną wielką rodzinę? A może podziały nie zostały zasypane, a jedynie zasłonięte powierzchownym wyrównaniem różnic? Może sami, stale i nieświadomie, powielając bezrefleksyjnie pewne wzorce zachowań, ocen i reakcji, jeszcze bardziej pogłębiamy te ukryte wilcze doły, dzielące nas od drugiego człowieka? Bo jeśli tak, to niech nikt się nie zdziwi, jeśli pewnego dnia nagle, niespodziewanie wpadnie w taki wilczy dół, wepchnięty przez kogoś, kto w końcu nie wytrzymał tej powierzchownej równości i postanowił dać upust skrywanej głęboko, podsycanej ciągłym poczuciem odrzucenia czy znieważania, śmiertelnej nienawiści.