Sarah McCoy to jedna z tych autorek, których książki są zawsze mile widziane na mojej półce, a moje czytelnicze serce zyskała już dawno temu dzięki powieści „Córka piekarza”. Kolejną jej książkę „Dzieci kartografa” kupiłam z wielkim entuzjazmem i bez chwili wahania, a co ważne, nie zawiodłam się ani trochę. Te dwie doskonale napisane powieści, udowodniły, że autorka nie tylko potrafi oczarować swojego czytelnika i poruszyć jego wewnętrzne struny, ale także to jak doskonale łączy przeszłość z teraźniejszością. Jej powieści są niezwykle klimatyczne, wciągające i nie mają w sobie krzty nudy, są nie lada gratką dla osób takich jak ja, które intryguje przeszłość. Trzecia powieść tej autorki, również osadzona jest w przeszłości, tym razem w całości i dotyczy rodzeństwa Cuthbertów z Zielonego Wzgórza. Skąd pomysł na powiedzmy sobie szczerze, tak dziwaczną i zarazem oryginalną historię? Otóż wszystko zaczęło się już dawno temu od pewnego niedomówienia między Marylą a Anią, w jednym z tomów o Zielonym Wzgórzu. Można by nawet rzec, że tajemnicy Panny Cuthbert, która nie dawała spokoju autorce i to do tego stopnia, że ta postanowiła stworzyć własną historię, która będzie uzupełnieniem tej oryginalnej.
Sarah McCoy niewątpliwie włożyła sporo pracy w napisanie tej powieści i zrobiła to z ogromnym (jak sama mówi) szacunkiem zarówno dla postaci wymyślonych przez Lucy Maud Montgomery, jak i samej autorki. W tym celu przestudiowała po raz kolejny książki o losach Ani, a także podążała śladami Montgomery. Czy zrobiła to faktycznie tak rzetelnie? Tego nie zamierzam oceniać, ponieważ za mną lektura tylko jednego tomu o rudowłosej pannicy i to przeczytany z dwie dekady temu. Resztę historii znam, co prawda, ale z wersji telewizyjnych, te fakt faktem rozbudziły moją ciekawość, ale oryginałami nie są. Jeśli chodzi o samą w sobie fabułę i pomysł na taką właśnie opowieść to jestem na tak. To są jak najbardziej moje klimaty i czytało mi się ją przyjemnie, choć uprzedzam, że nie jest to lekka lektura. Ci z was, którzy znają rodzeństwo Cuthbertów domyślają się zapewne, że nie będzie to przesłodzona historyjka.
„Maryla z Zielonego Wzgórza” to niezwykle klimatyczna i ciepła mimo wyczuwalnej goryczy opowieść, o dorastaniu, stracie, tęsknocie, miłości, trudnych wyborach i ogromnej odpowiedzialności. Jest niczym brakujący element w historii Zielonego Wzgórza, opowiedzianej jakby od końca. Bo przecież większość zna jej zakończenie. Niewątpliwym atutem tej powieści są wątki historyczne, które zostały zgrabnie wplecione w fabułę potęgując jeszcze bardziej klimat tamtych czasów. To powieść, którą polecam miłośnikom serii o Ani. Dzięki tej książce nie tylko będziecie mogli poznać przeszłość jej opiekunów, ale też da wam szansę na powrót do Avonela i tego, co tak bardzo ceniliście w oryginałach. Jednak zaryzykuję i zaproponuję ją także tym, którzy nigdy nie mieli styczności z książkami Montgomery i Anię kojarzą tylko trochę, ponieważ to zręcznie napisana, urocza powieść, która potrafi wzruszyć i być może rozbudzi chęć na poznanie oryginalnych losów bohaterów stworzonych przez Lucy Maud Montgomery.