„Mariola, moje krople…”, najnowsza powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, autorki bestsellerowej „Cukierni pod Amorem” przenosi czytelnika w okres PRL-u, czasy, których wielu z nas z racji młodego wieku nie pamięta, ci, dla których - tak jak dla mnie - był to okres dzieciństwa i wczesnej młodości, wspominają z nostalgią, a pokolenie moich rodziców czasami chciałoby zapomnieć raz na zawsze…
„Mariola, moje krople…” - to chyba najczęściej powtarzana kwestia w budynku Teatru Miejskiego w podwrocławskim miasteczku. Wypowiada je Jan Zbytek, dyrektor tegoż teatru, a adresatką tej inwokacji jest Mariola Snopkiewicz - sekretarka, prawa ręka i najbardziej prawdopodobna kandydatka na czwartą panią Zbytkową. Owe krople to produkowana przez miejscowego proboszcza ziołowa mikstura na dyrektorskie problemy z sercem oraz nerwami. A sytuacja jest taka, że nawet najzdrowszy młodzian by jej nie wytrzymał, cóż dopiero mówić o człowieku w średnim wieku, z chorobą wieńcową.
Jest 17 listopada 1981 roku, PZPR jest przewodnią siłą narodu, oficjalnie działa „Solidarność”, w sklepach straszą puste półki, prawie wszystko jest na kartki lub talony, a towary niereglamentowane trzeba wystać w kilkugodzinnych kolejkach.
W Teatrze Miejskim grany jest „Romeo i Julia”, przedstawienie idzie kompletami, a przybyły z Warszawy młody reżyser Jarosław Biegalski przygotowuje premierę „Horsztyńskiego” Juliusza Słowackiego. Premiera zaplanowana jest na 12 grudnia 1981 roku. Przedstawieniem żywo zainteresowany jest towarzysz Ludwik Martel, miejscowy sekretarz partii, gdyż na ten właśnie dzień przypada zakończenie wspólnych manewrów polsko-rosyjskich „Sojuz '81” i trzeba uczcić wizytę radzieckich towarzyszy kulturalną rozrywką.
Personel teatru to galeria ciekawych i oryginalnych typów: Paulina Ciborowska–Zbytek - aktualna (trzecia) żona dyrektora i główna amantka, Szymon Mizerak – gwiazda zespołu, odtwarzający główne role męskie, Marzena Latałła i Andrzej Bąk - najmłodsi w zespole, grający przysłowiowe ogony i mający nadzieję na karierę we Wrocławiu lub Poznaniu, a może nawet w samej Warszawie, aktorskie małżeństwo Danka i Paweł Figurscy – ona zawsze wie, co gdzie można kupić, on najczęściej zajęty jest grą w karty z palaczem, Zenkiem Chmurnym, Janina Bąk-Zbytek - była (druga) żona dyrektora, która jest inspicjentką, pan Czesio Kąca, niegdysiejszy żołnierz AK i powstaniec warszawski, a aktualnie krawiec teatralny, Ligia Parol - suflerka, radiestetka i wróżka oraz Amelia Podpuszczka - pierwsza żona dyrektora, świetna kucharka i teatralna bufetowa.
Wydaje się, że planowane przedstawienie ma dla aktorów i personelu wartość drugorzędną, a najważniejszymi problemami są produkcja i zbyt bimbru, który po doprawieniu kukułkami (popularne cukierki) uchodzi za koniak, wystawanie w kolejkach po atrakcyjne towary i ich rozprowadzanie w „drugim obiegu” czy wreszcie hodowla w teatralnym magazynie świnki, nazwanej wdzięcznym imieniem Małgosia. A dzień premiery zbliża się nieubłaganie…
Dawno już się tak świetnie nie bawiłam przy lekturze. Akcja toczy się płynnie, mnożą się pomyłki i nieporozumienia, które prowadzą do kolejnych humorystycznych zawirowań w życiu bohaterów. Autorka traktuje całą historię z przymrużeniem oka, postacie są świetnie zarysowane, potraktowane z dystansem, nie ma zdecydowanych czarnych charakterów, nawet miejscowy szef komórki partyjnej tak naprawdę nie jest groźny, tylko zwyczajnie śmieszny. Zresztą trzeba przyznać autorce, że malując grubą kreską rozmaite absurdy PRL-u nie przeszarżowała, nie stworzyła farsy, lecz wykreowała postacie i sytuacje jak z filmów Barei – śmieszne, ale po bliższym poznaniu bardzo prawdziwe.
Serdecznie wszystkim polecam - i tym, którzy pamiętają czasy PRL-u, i młodszemu pokoleniu, które tamte czasy zna z opowieści rodziców – książka gwarantuje kilka godzin świetnej zabawy.
[Recenzję umieściłam wcześniej na portalu lubimyczytac.pl i biblionetka.pl]