Izabela Pietrzyk to szczecinianka, wykładowczyni języka rosyjskiego na Uniwersytecie Szczecińskim. Jej pierwsza powieść pt. „Babskie gadanie” ukazała się w 2011 roku i została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. „Wieczór panieński” stanowi w pewnym sensie kontynuację tego debiutu, gdyż po raz kolejny mamy okazję śledzić losy grupy przyjaciółek, czterdziestolatek mieszkających i pracujących w Szczecinie. Aczkolwiek od razu pragnę rozwiać obawy – można tę książkę czytać bez znajomości poprzedniego tomu.
Tym razem Iza, Renia i Dorota wybierają się na drugi koniec Polski, aby w Krakowie uczestniczyć w wieczorze panieńskim ich przyjaciółki Eli. Podróż nocnym pociągiem przebiega bez większych zakłóceń, jednak kiedy kobiety chcą zameldować się w hotelu okazuje się, że Renia zgubiła portfel z dokumentami. Na szczęście szybko okazuje się, że zguba trafiła do pewnego pana wracającego tym samym pociągiem do Szczecina, a który to pan, korzystając ze znalezionej w portfelu wizytówki, dotarł do przyjaciółki Reni – Małgosi. Kurtuazyjny telefon z podziękowaniami rozpoczyna wielce obiecującą znajomość, Krzysztof wydaje się być panem idealnym, tyle, że Renia z doświadczenia wie, że ideały nie istnieją. Z drżeniem serca czeka na powrót do domu i spotkanie twarzą w twarz…
Powieść przeczytałam dosyć szybko, aczkolwiek odczucia co do niej mam mocno mieszane. Temat poszukiwania „drugiej połówki” to chyba najpopularniejszy motyw w literaturze kobiecej i trochę trudno wymyślić tu coś nowego, aczkolwiek uczciwie muszę przyznać, że takiego rozwiązania jak w przypadku Renaty i Krzysztofa zupełnie się nie spodziewałam – może ono i oryginalne, ale naciągnięte do granic możliwości.
Bohaterki Izabeli Pietrzyk to kobiety dojrzałe, mające już pewien bagaż doświadczeń, takie, które z niejednego pieca chleb jadły. Mają swoje pasje, zainteresowania i potrafią cieszyć się tym co ofiaruje im los a przede wszystkim mają siebie i swoją przyjaźń. Rozmaite problemy nie stępiły w nich radości życia i swoistego poczucia humoru, chociaż trzeba przyznać, że dla wielu osób niektóre ich „występy” mogą się wydać nieco rażące – faktem jest, że kiedy dojrzałe kobiety zachowują się jak gimnazjalistki to nie wygląda to najlepiej. W moim odczuciu przestaje być śmieszne a zaczyna być żałosne.
Największym jednak mankamentem „Wieczoru panieńskiego” jest jednak jego niespójność. To właściwie nie jest jednolity tekst a kilka mocno wydłużonych scen, po kilkanaście lub kilkadziesiąt stron każda - aż się prosi aby wprowadzić rozdziały. Kolejna sprawa – nie jestem zwolenniczką zbyt długich i kwiecistych opisów przyrody, ale nie należy też przesadzać w drugą stronę, a niektóre dialogi ciągną się jak debata sejmowa i tak jak ona niczego do akcji powieści nie wnoszą. Przy okazji muszę stwierdzić, że jak dla mnie fragment dotyczący samego wieczoru panieńskiego nosi niestety znamiona plagiatu – w tekst wkomponowane są duże fragmenty utworu „Kopciuszek” autorstwa Jana Brzechwy (to taka sztuka teatralna przeznaczona dla dzieci), co nieco podrasowane, ale łatwe do rozpoznania i nigdzie nie ma nawet słówka o tym kto był inspiracją dla radosnej twórczości bohaterek, które podają się za autorki dziełka. Wydaje mi się, że na miejscu byłby przynajmniej jakiś przypis ewentualnie informacja na końcu książki – uważnie szukałam ale nigdzie takiej informacji nie znalazłam.
Jeśli chodzi o plusy tej książki to są właściwie dwa: poboczny wątek znajomości Doroty z pewnym taksówkarzem (o niebo lepiej skonstruowany niż wątek główny) oraz „reklama” jaką autorka robi kilku krakowskim lokalom gastronomicznym – wszystkie istnieją w rzeczywistości i w czasie wizyty w podwawelskim grodzie warto je odwiedzić.
Czy polecam? Hmm… Nie bardzo potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Może tak – czytajcie na własną odpowiedzialność. Bo może dostrzeżecie w tej historii coś więcej niż ja?