Weź bazukę lub inny granatnik. Stań przed regałem z książkami. Zdetonuj ładunek. Zgarnij papierowe confetti i ułóż po uważaniu.Jeśli otrzymasz tekst rodzaju:
Pójdźcie na wzgórek/skąd Litwini wracali/ gdzie rumieńcem/Baryka/pała/a Niemen wody toczy/ Natenczas/Roland/chwycił róg swój/ nadął się/ i strzałem z kuszy/bladawca pokonał - to będzie ten styl pisarskiej gawędy, który prezentuje sobą Celina Mioduszewska.
Jest jak Mickiewicz, Żeromski, Słowacki, Konopnicka i Orzeszkowa w jednym.
A gdy coś jest wszystkim - tak naprawdę jest o niczym, bo to oznacza, że Mioduszewska siląc się na wyszukaną artystyczną formę, zgubiła własną autentyczność.
Chyba, że stylem Mioduszewskiej są kalki ze znanych pisarzy, lecz czy wówczas można myśleć o kimś jak o pisarzu, gdy błyszczy nie własnym a odbitym światłem?
Takie moje pytanie retoryczne.
Fabularnie wcale nie jest lepiej.
Według założeń pisarskich Kaszmirowa chustka ma być wielopokoleniową sagą rodzinną z lokalizacją na Podlasiu, obejmującą burzliwe lata i dramatyczne wydarzenia, które owszem, dzieją się, ale jakoś tak z daleka i opłotkami.
Dla głównej osi wydarzeń mają one znaczenie o tyle o ile, a najbardziej - czystym przypadkiem.
Jak chociażby tytułowa chusta z kaszmiru na przykład. Wypatrywałam jej. Tego egzotycznego, zachwycającego oryginalnym pięknem spinacza, łączącego w czasie i przestrzenie linie obcych sobie rodów.
Zobaczyć ją jako wysłużony łach do przewiązania kożucha zimową porą w połowie książki, gdy po świecie hasa trzecia generacja Nizińskich i Grądzkich - jest tak prozaiczne, tak trywialne, że zachodzę w głowę, co Mioduszewska mi tu odjaniepawla. Gdzie czar? Gdzie magia? Gdzie tajemnicza - ukośnik- mistyczna więź łącząca pokolenia?
I tu pora wyrazić kolejne rozczarowanie.
Ponieważ i nade wszystko, zbiorom scenek nagromadzonych w Kaszmirowej chustce najbliżej do paplania miejscowej plotkary, która gada o wszystkim i wszystkich każdemu, nawet gdy ten nie ma bladego pojęcia o kim/o czym mowa. Chciałabym móc powiedzieć, że dzieje rodzin Grądzkich i Nizińskich to powieściowa epopeja, spleciona z regionem/okolicą. Niestety, w wykonaniu Mioduszewskiej ten historyczno-ludzki ryt wygląda jakoś tak:
„Onże, ten chłop, to był witeź…! Jak, nie wiesz, który? Młodszy syn starszego chrześniaka kuzyna wuja Ignaca, tego, co za Poldzią Iksówną poszedł. Co przed wojną za szosą , w dołku przy lesie mieszkali. Jego rodzina miała taki zielony dom z krzywym oknem… Wiesz o kim mówię? To ten naprzeciwko, co miał rower. Wiesz już który? No…! To jego siostra”.
W taki to właśnie deseń Mioduszewska mieli dzieje pewnej rodziny, wstecz, aż do króla Ćwieczka: Narzuca zręby, rzuca motywem, ogłusza „Sklepami cynamonowymi” na podlaskim targowisku, by pognębić czytelnika jakimś sennym mamidłem i pognać na drugą stronę rzeki, dziesięć wsi dalej, by u innej familii, pod innym nazwiskiem rozdrabniać na miazgę to samo. Tam, dla kontrastu, w domu niekształconego chłopa oślepi czytelnika łacińską cytatą.
Brzmi niedorzecznie? Bo tak jest.
A jako przystawki firma proponuje kompletny scenariusz z występu kolędników.
Po co? Na co? Pojęcia nie mam.
Może autorce, po korektach zabrakło wymaganej kontraktem ilości znaków.
Otóż to: Po korektach.
Zwrócono już uwagę na odautorskie słowne dziwotwory. Ze swojej strony dorzucam do puli redaktorskie perełki:
„Na świat dziewczyna patrzyła niebieskimi jak lazur oczy”
„Gładziła dłonią jego piersi” (Chłop z cyckami?!?)
„Wtulone w ciało matko, ssało mleko i przysypiało”
Im dłużej przyglądam się kaszmirowej chustce Mioduszewkiej , tym bardziej mi się ona nie podoba a niesmak miesza z rozczarowaniem.
Ładne słowa i okrągłe zdania to za mało. Nie ukryją ani lichego materiału ani marnizny wykonania.
„Kaszmirowa chustka” nie ma w sobie ani grama z wystawnego zbytku luksusowej strzyży.
W najlepszym razie uznać ją można za atrapę, imitację z akrylowej włóczki.
Śliczną w pudełku na wystawie. W rzeczywistości – miażdżącą pomyłką.
Nie polecam. Odradzam zdecydowanie.
Książkę zapisuję jako Wyzwanie 20in2023 pkt. 11:Książka, która liczy 20-23 rozdziały