Podtytuł "Zapiski z codzienności Państwa Środka" sugeruje subiektywną formę krótkich tekstów. Każdy taki zapisek dotyczący jakiegoś motywu rzeczywistości, wydarzenia lub spotkania Autorki z jakąś osobą istnieje w oderwaniu. Nie było by to wcale złe doświadczenie dla czytelnika, gdyby nie sposób w jaki rzeczy są przedstawiane. Wbrew temu co sugeruje opis na okładce nie ma tu większego zagłębiania się w temat tylko rzucanie haseł typu: system rejestracji ludności, opieka medyczna, edukacja, małżeństwo, internet (a to i tak kwestie szerzej potraktowane), z lekkim (bo nie przy każdym podjętym temacie) rozróżnieniem na to, jak funkcjonuje się w dużych aglomeracjach, a jak na prowincji.
Pojawiły się drobne informacje, które uzupełniły mój obraz kraju, także nawet osoby zorientowane w temacie mogą coś nowego wynieść z treści. Co jednak nie zmniejsza uczucia niechęci do tej publikacji jako całości. Znaczną część przeczytałam nudząc się, tyle że nie ze względu na znajomość tematu, bo dobrze jest przeczytać ponownie o czymś, co się wie, ale jest podane z innego punktu widzenia, jedynie ze względu na mało ciekawy sposób przedstawiania.
Wciąż przewija się motyw wyobcowania autorki, podkreślany przy każdej okazji na róże sposoby, a to,że nie jest brana poważnie na studiach i nie zleca się jej tego samego typu zadań co chińskim kolegom i koleżankom, a to,że obcokrajowców wykorzystuje się podbijając ceny towarów i usług, a na dodatek codziennie krzyczą za nią na ulicy "laowai". Trudno, żeby człowiek Zachodu (obojętnie jakiej narodowości) tak odmienny w wyglądzie nie zwracał na siebie powszechnej uwagi. Osobiście zdziwiłabym się, gdyby na chińskich ulicach przechodzono obok mnie i traktowano jak "swoich" nie zwracając żadnej uwagi.
Ktoś, kto wyrósł w innej kulturze nie może pretendować nagle do bycia częścią innej społeczności, choćby spędził tam całe swoje życie, bo jednak korzenie są odmienne, naleciałości kulturowe przekazane przez rodzinę i inna świadomość oraz postrzeganie świata. Nawet drugie, trzecie pokolenie może nadal żyć w innej kulturze z poczuciem odrębności i bynajmniej nie uważam tego za złe. Każdy winien pielęgnować to co go ukształtowało, szanując miejsce i ludzi z którymi przychodzi mu żyć, jednocześnie nie może oczekiwać, iż nowa kultura wchłonie go tak, iż stanie się kimś innym, bo oznaczało by to chęć wyrzeczenia się własnych korzeni. Dlatego w tym temacie zupełnie nie rozumiem pani Pawlak. Być może chodziło pani Pawlak bardziej o wtopienie się w tłum, by nie być tak widoczną? bo to może w sumie męczyć. Ale żeby mieć żal o to ciągłe podkreślania, że jest się obcym, to jest dla mnie nie zrozumiałe. W każdym kraju będziemy obcy, tak samo jak inni przyjeżdżający do nas muszą zmagać się z tym uczuciem. Rozumiem trudność wśród ludzi, którzy chcą się osiedlić na stałe w innym kraju, bo to nastręcza różnych problemów, ale ktoś kto staje się uczestnikiem życia danego społeczeństwa tylko na jakiś czas i ma oczekiwania, że stanie się "jednym z nich" jest dla mnie wręcz niepoważne.
Książka ma dwie części różniące się formą wypowiedzi. Pierwsza stanowi niby artykuły na temat zaobserwowanych motywów z życia ludności chińskiej, a druga przypomina bardziej formę książki podróżniczej, bo opisywane elementy są z punktu turystki przemierzającej kraj. Ale nie ma co marzyć, by w tej części autorka rozwinęła skrzydła i nadała wypowiedzi bardziej żywiołowy charakter. Pisze to ktoś, kto niby zna mentalność chińczyków i jest świadom pułapek, jakie czekają tu na odwiedzających przybyszów, a z drugiej strony jest to pisane bez przemyślenia i wydaje mi się, że z naiwnością przechodzącą czasem w wyższość.
Kraj takiej różnorodności, na który oddziaływały inne kultury będące częścią rozległych terenów charakterystycznych również pod wpływem ukształtowania, a co za tym idzie krajobrazowym, rolniczym, jest tu przedstawiony bezbarwnie i dość płasko. Autorka nie wyciąga wniosków i nie podaje co jest najbardziej charakterystyczne dla odwiedzanych miejsc, dlatego wszystko zlewa się w jednolity obraz.
Po lekturze książki odnoszę wrażenie, że Autorka patrzyła, a nie widziała, bądź nie chciała dostrzec. Żadna z niej obserwatorka skoro nie porównywała danych zjawisk tylko najczęściej opisywała pierwsze lepsze, co jej się rzuciło w oczy. Do tego wszystko z punktu widzenia osoby, która jest obca, traktują ją jak bogatą Amerykankę (trudno żeby miejscowy odgadł jakiej jest rzeczywiście narodowości) i chcą naciągnąć na większe koszty, ale ona nie taka głupia, zna wszystkie pułapki i nie pozwoli się traktować jak potencjalny turysta.
Dla chcących zaznajomić się z tą publikacją zasugeruję, że możne wystarczy zajrzeć na blog?
http://zachinyludowe.pl/ No dobrze, na blogu będą jeszcze krócej zaprezentowane migawki z pobytu w Chinach, ale można wysnuć na jego podstawie z czym będziemy mieć do czynienia w książce.