Czy zdarzyło się Wam kiedykolwiek pożyczyć książkę kierując się tylko i wyłącznie okładką? Ja tak uczyniłam przy okazji ostatniej wizyty w mojej bibliotece pożyczając "Małą Angielkę". Okładka po prostu śliczna - delikatna w lekkich pastelowych kolorach z wytłoczonymi elementami - cudo. Pozachwycałam się okładką i zabrałam do czytania. Po takim eksperymencie stwierdzam, że okładka nie jest dobrym wskaźnikiem jakości treści książki :-)
Książka opowiada historię dziewczyny o imieniu Catherine, która przez całą młodość spędzoną w Anglii marzy o tym, aby zamieszkać we Francji. Od dzieciństwa uczy się języka francuskiego i robi wszystko, aby spełnić swoje marzenia. W końcu marzenie urealnia się w postaci stażu, który Catherine ma odbyć w Paryżu. Bohaterka wynajmuje mieszkanie, które dla niej stanowi najpiękniejszą przystań, a w rzeczywistości jest obskurną norą. Szczęście dziewczyny nie ma granic, jest tylko jedna rysa. Pewnego dnia staż się skończy, a ona będzie musiała podjąć decyzję co dalej. Wyjściem z sytuacji byłoby pojawienie się towarzysza z obywatelstwem francuskim, który zechciałby spędzić z nią resztę życia. Kiedy pojawia się właśnie ON Catherine bez namysłu oddaje mu swoją rękę. Pan Żabojad (przydomek nadany przez Catherine) jednak nie bardzo ma ochotę na tę rękę - woli luźny związek bez zobowiązań. Zobowiązanie jednak się pojawia w postaci Kijanki (jak łatwo się domyślić jest to przydomek córeczki) Niestety codzienne życie w Paryżu nie różni się zbytnio od codzienności w innych miastach. Pan Żabojad jest ciągle zapracowany, a Catherine coraz bardziej znużona codziennością. Sytuacja zmienia się, gdy dziewczyna postanawia zacząć pisać bloga. Jej życie przenosi się do wirtulanej rzeczywistości. Co więcej - pojwia się mężczyzna który...
Zdjęcie pochodzi z globtroter.pl
Książka wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony zachwyciła mnie swoją lekkością. Paryż, kawiarenki, widok z okna jak z pocztówki (przysłowiowe dachy Paryża), to wszystko podziałało na mnie jak magnes. Chłonęłam atmosferę i "francuski" charakter książki. Z drugiej strony jednak należy postawić niezbyt porywającą fabułę. Książka w pierwszej części nie porywa, dopiero z czasem - zbyt długim moim zdaniem - coś się zaczyna dziać po to, aby zaskoczyć zakończeniem.
Natomiast niesamowicie drażniły mnie francuskojęzyczne wstawki. Autorka posługiwała się nie tylko wyrazami ale i całymi zdaniami w języku francuskim. Niewątpliwie dodaje to książce smaczku, ale równocześnie sprawia trudność wszystkim tym, dla których język francuski jest tak samo znany jak dla większości ludzkości powiedzmy esperanto. A wystarczyło dodać odpowiednie przypisy...
Mieszane uczucia budzi we mnie również fabuła powieści. Z jednej strony zwykłe romansidło - co gorsza, wyjątkowo przewidywalne. Tak się przynajmniej wydaje na początku. Natomiast tak od połowy książki czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno to tylko romansidło. Nagle zaczyna pojawiać się powieść o dość bolesnym dojrzewaniu emocjonalnym kobiety, która walczy ze swoimi wykluczającymi się potrzebami bliskości i miłości do dwóch mężczyzn i córeczki. I nie bardzo sobie z tym wszystkim radzi. W ogóle główna bohaterka jak dla mnie powinna zgłosić się do psychoterapeuty.
A na zachętę dodam, że książka wyśmienicie ukazuje jak bardzo zmieniło się życie Catherine pod wpływem prowadzenia bloga. Zmiany te nie zawsze są pozytywne. Nagle okazuje się, że ta wirtualna Catherine jest dużo bardziej atrakcyjna niż ta w realu. Co więcej - bohaterka zaczyna wstydzić się sama siebie. W tracie spotkań ze znajomymi poznanymi w trakcie blogowania gorączkowo zastanawia się czy ta realna Catherine zbytnio ich nie rozczaruje...
Po zliczeniu za i przeciw - CHĘTNYM POLECAM.
Książka oparta jest na prawdziwym blogu prowadzonym przez autorkę książki.
http://petiteanglaise.com/