Niektóre książki, choć niepozorne, mają w sobie coś przyciągającego lub pociągającego? Sam do końca nie wiem jak to określić, choć mój kumpel nie miałby z tym problemu i skwitowałby krótko i po żołniersku: "stary, są magiczne w chu***". No, dobra, to może faktycznie magia, bo przecież, kto jak kto, ale King, to akurat facet, który na czarowaniu zna się całkiem nieźle. A zatem, zgoda:
Pudełko z guzikami Gwendy, jako książka, ale nie tylko, ma w sobie coś magicznego.
Sama opowieść przyciąga już od pierwszych stron. Autorzy zabierają nas do Castle Rock - fikcyjnego miasteczka w stanie Main. To miasteczko zrodziło się oczywiście w głowie Kinga, a po raz pierwszy mogliśmy zajrzeć na jego ulice w 1979 roku, w powieści Martwa strefa. Od tamtego czasu mistrz wiele razy powracał do tego miejsca, dzięki czemu mieszkańcy Castle Rock byli świadkami, ale i uczestnikami niejednych niesamowitości. Tym razem nie będzie inaczej. Gwendy Peterson poznajemy w wieku dwunastu lat, jak wbiega na Schody Samobójców. Jest lato 1974 roku i dziewczyna przez ostatnie miesiące pokonywały każdego dnia te kilkaset stopni, aby zrzucić zbędne kilogramy. Te kilogramy, szczególnie dla jednego gnojka z jej klasy, były powodem do szykan. Tego dnia, na szczycie schodów, gdzie rozciąga się punkt widokowy Castle View, Gwendy spotyka dziwnego typa w garniturze i kapelusiku. Okazuje się, że typ nazywa się Richard Farris i ma dla Gwendy prezent - tytułowe pudełko z guzikami. W rzeczywistości, to jednak żaden prezent. Nasza bohaterka ma się pudełkiem jedynie opiekować, ale w zamian pudełko potrafi się odwdzięczyć...
Muszę przyznać, że gdy pierwszy raz czytałem
Pudełko z guzikami Gwendy, a było to w 2020 roku i teraz, gdy postanowiłem przypomnieć sobie tę historię, miałem problem z uznaniem tego tytułu za powieść. Przeczą temu i rozmiary i sama konstrukcja tekstu, które mi osobiście kojarzą się z opowiadaniem lub nowelą. Owszem, rozbudowaną (akcja rozciąga się na dekadę) i dosyć długą, ale jednak. Nie jest to bynajmniej zarzut, nie zrozumcie mnie źle, ale chciałem to wyjaśnić, aby była jasność. Abyście nie czuli się zaskoczeni. Dla mnie osobiście nie ma to większego znaczenia, bo oceniam tu głównie samą historię, a ta, jak już wcześniej ustaliliśmy, ma w sobie magię i magnetyzm.
Czytając tę książkę dostrzegłem wiele cech charakterystycznych dla twórczości Stephena Kinga, zwłaszcza jeśli chodzi o krótkie formy. Tutaj punktem wyjścia do całej opowieści jest pudełko z kolorowymi guzikami, a przecież dziwne przedmioty już niejednokrotnie pojawiały się w twórczości pisarza z Bangor. Tutaj każdy guzik odpowiada innemu kontynentowi, jest też guzik życzeń i - jak go nazywa Gwendy - guzik raka, którego dziewczynka boi się najbardziej. Co robią te wszystkie guziki? Tego nigdy się nie dowiemy, bowiem nasza bohaterka odważyła się nacisnąć tylko jeden. Są też dwie dźwigienki za pomocą których pudełko uwalnia albo czekoladkę, która pomaga osiągnąć Gwendy perfekcję w każdej dziedzinie, którą się zajmie; albo stare monety, które są naprawdę sporo warte. Wydaje się, że pudełko w jakiś przedziwny sposób chroni swoją opiekunkę, a opiekunka chroni pudełko. To taka wzajemna zależność, która przez duet King & Chizmar została ciekawie opisana. Ale
Pudełko z guzikami Gwendy, to także opowieść o dorastaniu, odpowiedzialności i o trudnych wyborach. To dobra, ciekawa i wciągająca opowieść, bardzo stonowana i nacechowana minimalizmem.
Na uwagę zasługuje też samo wydanie. Mimo niespełna dwustu stron mamy twardą płócienną oprawę, szyty grzbiet i obwolutę z przepiękną ilustracją Bena Baldwina. W środku też znajdziecie ilustracje. Ołówkowe rysunki Keitha Minniona miło się ogląda, niewątpliwie uatrakcyjniają całość i dodają klimatu.
Pudełko z guzikami Gwendy, na pewno nie jest powieścią zajmującą. To właściwie lektura na jedno popołudnie, ale Stephen King i Richard Chizmar zdołali wymyślić całkiem zgrabną historię, z morałem i mocnym zakończeniem. Wiecie, nieczęsto wracam do przeczytanych już książek, ale po tę sięgnąłem i to z przyjemnością. Jeśli o czymkolwiek to świadczy, to na pewno o tym, że ta opowieść przypadła mi do gustu. I tak rzeczywiście jest, dlatego też i Was - moi Mili - zachęcam do lektury.
© by
MROCZNE STRONY | 2022