Tranawia i Kalazin już niemal od wieku prowadzą ze sobą wojnę. Mimo, że konflikt dotyczy właściwie bezpośrednio ich, to jednak sąsiednie kraje również odczuwają skutek zbrojnego konfliktu. A wszystko przez magię. Kalazin swoje życie zawierza bogom i od nich czerpię źródło swej mocy. Tranawia zaś zdaję się na potęgę swej krwi, uważając, że bogowie nie są do niczego potrzebni a pragną jedynie mieć władzę nad śmiertelnikiem. W centrum wojny, w małym kalazińskim miasteczku leży stary, monumentalny monastyr a w nim ukrywa się dziewczyna. Być może jedyna żyjąca na świecie osoba, która może zaprowadzić pokój...
"Niegodziwi Święci" to debiut pisarski Emily A. Duncan. I to niestety widać dlatego też na pewne rzeczy można przymknąć oko, ponieważ do debiutujących pisarzy mam słabość. Nie mniej jednak jest wiele nieścisłości, pominiętych faktów czy oczywistości, które ni stąd ni zowąd wyskakują nam jak królik z kapelusza.
Magia. Jest obecna wszędzie bo tak funkcjonuje świat w powieści. Kalazin swe życie ofiaruje bogom i od nich otrzymuje moc czy też magię, która przez zwykłego człowieka uważana jest za "dotyk boga". Czy każdy mieszkaniec Kalazinu ją ma? Nie wiem... tego autorka niestety nie mówi. Można się domyślać, gdybać, zastanawiać ale cokolwiek by nie robić, taka informacja powinna się znaleźć w książce. Znacznie ciekawiej jest przedstawiona magia Tranawian. Używają krwi, najczęściej swojej własnej do używania zaklęć i czarów. Krew jest potężnym nośnikiem mocy i to jest interesujące. Jeszcze bardziej ciekawi mnie jak dokładnie owo "czarowanie" wygląda, ponieważ znów Duncan niewiele o tym pisze. Postacie używają swojego daru i koniec, nie wiem czy słowa zaklęć są sensowne ani o czym są, bo każdy albo je cichutko w myślach wymawia albo używa swojej unikatowej księgi przypiętej do biodra. Magia jest niedopracowana.
Bohaterowie. Protagonistką powieści jest Nadieżda Łaptiewa, kleryczka wybrana przez bogów jeszcze zanim się urodziła. Młodziutka dziewczyna (zaledwie siedemnastoletnia) rozmawia z bogami poprzez niewielki różaniec zawieszony na szyi. Wystarczy, że wybierze odpowiedni koralik a dany bóg odpowie na jej prośbę. Początkowo mnie to nawet rozbawiło, Nadia szukająca palcami koralika odpowiadającego za wezwanie poszczególnego boga bo jest to nieco naiwne. Poza tym postać Nadii wzbudza mieszane uczucia, raz jest odważna i zdecydowana, by za chwilę znów mieć wątpliwości i poczucie osamotnienia. Znajduję się ona w centrum wojny, pragnie ocalić swój kraj i bogów, którym oddaje cześć ponieważ ją "namaścili" ale ja mam wrażenie, że autorka nie mogła się zdecydować czy Nadia będzie delikatna i eteryczna czy może zawzięta i pyskata, dlatego połączyła to wszystko razem.
Serefin Meleski, arcyksiąże Tranawii i bardzo dobrze zapowiadający się mag krwi. Zdecydowanie lepiej skonstruowany niż Nadia. Tylko mi ciężko uwierzyć, że wcielony do armii jako szesnastolatek awansuje na najwyższe szczeble wojskowe w zaledwie dwa lata. Dlatego właśnie mam wątpliwości, w "Niegodziwych Świętych" jest wiele takich sytuacji, gdzie czytając doskonale zdaje sobie sprawę, że to mało prawdopodobne. Nie mniej jednak Serefin to postać dobrze skonstruowana, po lepszym poznaniu wzbudza nawet sympatię.
Malachiasz, od początku bohater niejednoznaczny. Bardzo przekonujący i jednocześnie tajemniczy. I właśnie przy Malachiaszu Duncan zrobiła kawał dobrej roboty, ponieważ według mnie jest to najciekawsza postać z całej powieści.
Bogowie i rys słowiański. Cały panteon bogów wymyślonych przez autorkę jest w głównej mierze jej fantazją. Sama pośród nich wszystkich wyłapałam tylko Chorsa jako boga słowiańskiego. Dlatego powiedzieć, że Duncan wzorowała się na palecie bóstw z mitologii Słowian to raczej minięcie się z prawdą. Choć nie można tu odmówić pisarskiej fantazji to jednak przedwieczni, których opisała autorka są pospolicie mówiąc niedopracowani a świadczy o tym choćby to, że ich dziedziny przeplatają się ze sobą bądź powtarzają. Dużo jest tu natomiast imion, nazwisk czy nazw miejscowości brzmiących słowiańsko lub zaczerpniętych z rosyjskiego. To mi się akurat podoba.
Reasumując: jest całkiem spory potencjał i dobry pomysł, choć magia przewinęła się już przez dziesiątki książek. Jak na debiut, uważam, że nie jest fantastycznie ale... źle też nie jest. Mimo dziur w fabule, niedopracowanych stylistycznie postaci i oczywistości, które pojawiają się bez wcześniejszego wyjaśnienia warto dać szansę "Niegodziwym Świętym" bo to naprawdę dobra przygoda w świecie fantasy. Koniec książki mnie osobiście zaskoczył tak, że zdecydowanie przeczytam tom drugi, ponieważ takiego zwrotu akcji zupełnie się nie spodziewałam.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl