,,Księga magii'' jest naprawdę sporym objętościowo zbiorem opowiadań. Siedemnastu autorów, siedemnaście różnych ujęć tematu i siedemnaście możliwości, żeby sprawić, że całość stanie się nierówna.
Przyznam od razu, że po przeczytaniu pierwszych trzech tekstów przemknęło mi przez myśl, że albo jestem już za stara na takie nowatorskie ujęcia tematu, albo zapowiada się raczej mierny zbiór opowiadań z którym będę się męczyć w nieskończoność. I już traciłam nadzieję, gdy natrafiłam na ,,Pieśń ognia'' Rachel Pollack. Opowiadanie, w którym pieśń przenikająca świat umilkła, a Jack Shade, główny bohater, miał za zadanie dowiedzieć się dlaczego tak się stało i jak można to naprawić.
Historia, Jack i sam świat przedstawiony okazały się na tyle charakterystyczne i ciekawe, że aż zrobiło mi się żal, że więcej prac Pollack nie zostało przetłumaczonych na język polski.
W każdym razie, po ,,Pieśni ognia'' nastąpił ciąg naprawdę niezłych opowiadań – wymienię te, które spodobały mi się najbardziej, a więc ,,Twórcę wdów'' Lavi Tidhara, którego możecie już znać, jako autora ,,Stacji centralnej'' i ,,Wilka i Mantykorę'' Grefa van Eekhouta.
Historia Gorela z Goliris, utrzymana pod znakiem ,,magii i rewolweru'' była świetnym wstępem do brutalnego, zimnego świata zniszczonego przez wojny Zul i Ware'i. Oczywiście, znając moje szczęście, kolejne przetłumaczone opowiadanie o Gorelu mogę znaleźć tylko w ,,Księdze mieczy''. Potem pozostają mi już tylko teksty w oryginale.
Z kolei w ,,Wilku i Mantykorze'' spodobał mi się sam pomysł – koncepcja pożerania magii. I magów. I stworzeń magicznych. Dość brutalna i kanibalistyczna, ale jednocześnie...
Natomiast ,,Noc w Oberży przy Stawie'' George'a R.R. Martina mocno mnie rozczarowała. Wiem, że to był z jego strony taki bardziej fanfick (swoją drogą, ciekawe, że my, szarzy ludzie, piszemy fanficki, a pisarze tworzą opowiadania osadzone w czyimś świecie), i podejrzewam, że wiem już, skąd wziął inspiracje dla ,,Domu Robaka'', ale jednak... całość była bardzo przewidywalna.
To znaczy, nastawiłam się na masakrę i na to, że bohaterowie będą padać jak Starkowie na weselu i wcale się nie zawiodłam.
Ale już-już miałam zmienić zdanie, miałam uznać, że całość zbioru jest jednak bardzo dobra, że jednak te lepsze opowiadania ciągną w górę te słabsze gdy trafiłam na tekst ,,Diabelskie cokolwiek'' autorstwa Andy'ego Duncana i zwątpiłam. Dosłownie. Opowiadanie, które miało być ,,zabawną i przaśną opowieścią'' (nie wiem, tą przaśnością to był Szatan drapiący się po jajach?) była tak bardzo o niczym (znaczy, była o Peteru Wheatstraw, który z jakiegoś powodu podpadł Szatanowi, który był jego zięciem) i była tak nudna, zła i pozbawiona polotu, że do tej pory czuję niesmak.
A skończyłam czytać wczoraj.
Podsumowując: w tej antologii może i znaleźli się naprawdę poczytni i znani anglojęzyczni autorzy fantastyki, ale czego dowodzą dobitnie niektóre teksty – nie wszyscy dają sobie radę z tworzeniem dobrych, wciągających i interesujących opowiadań. Lepiej byłoby zatem, gdyby Dozois dobrał teksty ciekawsze, a pochodzące od mniej znanych autorów, niż teksty poprawne pochodzące od sław typu Martina. Bo właśnie z tego powodu całość wypada w sumie poprawnie i też trochę nijako – jak taka mdła zupa w której czasem traficie na smacznego brokuła, ale nie możecie liczyć na nic więcej.
Nie polecam, nie odradzam.
* Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl