Cały rok człowiek żyje w pędzie, który puchnie od pracy, obowiązków i ludzi. Praca jest, obowiązki się mnożą, a ludzie raz są, raz znikają, a ich twarze zamazują się w pamięci obrazów, których mózg już nawet nie rejestruje. I choć często w ślepym pędzie mijasz kogoś, kto potrzebuje twojej uwagi, dotyku, czy dobrego słowa, to przecież twój zegar tyka, trzeba biec, bo obiad, bo raport na wczoraj, bo nowy problem w pracy i głowa cię boli, a już i tak jesteś spóźniony ze wszystkim. Życie wyprzeda cię w biegu do mety, czego jesteś kompletnie nieświadomy, no ale „(…) każdy ma to, na co sobie zasłużył”.
Aż zdarza się ten moment – błysk dziwny, jasność widziana tylko przez ciebie. Mara dziwna spowija cię w zaskakującym miejscu i czasie i oto ktoś. Widzisz twarz i hamujesz w twa maszyna napędzana bezcennym czasem. Oto nagle szybkość nie ma znaczenia, że kłopoty nie są w końcu tak wielkie, a rzeczy są tylko rzeczami i obowiązki mogą chwilę poczekać. Że ty sam możesz stanąć i masz na to czas. Bo zjawia się ktoś, kto okazuje się być poza tym wszystkim – i zaczynasz czuć siebie. Zaczynasz żyć… i dochodzisz do wniosku, że można inaczej, że można spójniej i cieplej. Że można RAZEM.
Czas Wigilii zmienia wszystko i wszystkich – ale tak wcale nie musi być. To tylko jeden dzień, a reszta dni w roku? Czy pozostałe dni mają być straconą szansą na życie, na bycie i na zdrowie? A gdzie dotyk, spojrzenie oczu, wspólnie wypita kawa w pidżamach o czwartej nad ranem? Gdzie przytulenie, zapach świeżo umytych włosów i bycie razem bez pędu myśli i strachu o jutro? Gdzie TU i TERAZ?
„To, co nas spotyka jest często kwestią naszych wyborów i priorytetów. To my decydujemy o tym, którą drogą pójdziemy i jak dalej ułoży się nasze życie” pisze Marta Nowik w „Nocy Wigilijnych Cudów”. Jest tu i ciężarna dziewczyna, która nie radzi sobie z codziennością i strachem w sobie. Jest i on, straszy pan, który z wiekiem coraz bardziej tęskni i kocha i wspomina. Jest codzienność, niezaleczone nałogi i łzy, których tłumienie nie zawsze się udaje. Jest samotność pośród ludzi, jest bezradność i trwoga o każdą minutę. A przecież „Trzeba spotkać się ze sobą”, stanąć na wprost lustra i spojrzeć na siebie i to, co się ma i kim się jest. Czas wyciągnąć do siebie samego przyjazną dłoń i polubić się takim, jakim się jest. To ty i twoja dusza – to ty i twoje serce, to ty i twoje piękno.
Marta Nowik, jak dobry przyjaciel, wycisza dla ciebie tykający zegar, sadowi cię na kanapie, przytula, jak dobra mama i szepcze do ucha, że „Jesteś wyjątkową osobą. Jesteś dobry i czas w siebie uwierzyć. Jesteś aniołem bez skrzydeł, bo spadłeś z nieba i stałeś się człowiekiem”. Marta Nowik ociera twoje mokre od łez oczy i czeka… czeka, aż odkryjesz cud w sobie. Cud - jako człowiek, cud Wigilii, który odrodzi się w tobie i stanie się tobą jednocześnie. „To ty jesteś cudem” – szepcze autorka.
…
Zalesiany.
Miasteczko, ulice, domy, a w tych domach ludzie i ich smutki i nadzieje i łzy, które mamią wzrok. W tych domach bicie serc i zegar wiszący na ścianie i kalendarz, co odmierza dni do Wigilii. Jest ranek, zaraz noc i tik i tak i znowu brzask i kawa przy stole i południe i ty. I bylejakość gęsta od myśli… A tak nie musi być.
„Oto strzecha i siano i niemowlę w pieluszkach
I pytasz – czy to cud i Dzieciątko Ukochane?
Leży w żłóbku, obok owce i krowy i Mama zatroskana…
I pytasz - Czy ty jesteś Dzieciątko Wyczekane?”
Gwiazdy świecą, moc się toczy, dobro promieniuje – tym jest NOC WIGILIJNYCH CUDÓW Marty Nowik. W tą noc wszystko się zdarza i zdarzyć może, nie tylko w powieści.
#agaKUSIczyta