Tej książki w ogóle nie miałam czytać. Po pierwszej części, która absolutnie mi się nie podobała, miałam więcej do tej autorki nie zaglądać. Wpadł mi jednak w oczy opis Okrutnej Bestii, który bardzo mocno mnie zaintrygował i postanowiłam, że dam jeszcze jedną szansę. Książkę i tak czytałam w ramach abonamentu Legimi, także nic na tym nie traciłam, poza czasem (a podobno czas to pieniądz, także…).
Już od samego początku złapałam autorkę na tym, że nie pamięta o czym pisze, w związku z czym jej bohaterowie przenoszą się z miejsca na miejsce bez żadnego uzasadnienia. Albo może nie bohaterowie się przenoszą, tylko właściwie miejsca przemieniają się w inne. W każdym razie mój książkowy notatnik bardzo szybko zapisał pierwszą uwagę. Nadmienię tylko, że notatnik został założony specjalnie przez Okrutną Bestię, bo wiedziałam, że jak nie zapiszę, to nie będę na koniec pamiętała, o czym miałam wspomnieć. Postanowiłam jednak po pierwszej przeszkodzie nie zniechęcać się i brnąć w to dalej.
A dalej wcale nie jest dużo lepiej. Drzwi zamknięte na klucz są otwarte (nie pytajcie mnie jak), a porwana dziewczyna prosi porywacza, aby poinformował jej rodzinę, że nic jej nie jest. Zdajecie sobie sprawę, jak to w ogóle brzmi? Ktoś Was porywa, a Wy mu mówicie, żeby dał znać rodzinie, że nic Wam nie jest. Może jeszcze: “wrócę na święta, mamo upiecz moje ulubione ciasto”? Takich perełek w tej książce było więcej i niestety, ale mocno mnie zniechęcały do czytania.
Nie było jednak tak, że zupełnie wszystko mi się nie podobało. Sam pomysł na historię według mnie jest bardzo ciekawy. Jest to retelling Pięknej i Bestii, momentami zbyt dosłowny. Nasz główny bohater, szef polskiej mafii, nazywany jest przez Nessę właśnie Bestią. Mikołaj porywa ją do swojej rezydencji, o której nikt nie wie i nikt tam nie trafi, która równie dobrze mogłaby być zamkiem. I jak to w baśni było - Nessa boi się swojego porywacza, a jednocześnie się w nim zakochuje.
Pamiętacie jak to było z Bellą i Bestią? Trwało to długo, a w końcu i tak nie wiadomo, czy Bella zakochała się w Bestii czy w jego książkach. W Okrutnej Bestii miłość przychodzi nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy. Po prostu nagle naszych bohaterów zaczyna do siebie ciągnąć i niby się bronią przed tym uczuciem, bo zemsta, bo porywacz, ale jednak wskakują sobie do łóżka. W pierwszej części było podobnie - Aida i Cal się nienawidzili do momentu pierwszego seksu, a potem to już była wielka miłość. Teraz jest tak samo. Nessa i Miko darzą się różnymi uczuciami, które z miłością niewiele mają wspólnego, aż nagle cimcirimci tralalala i mamy wielką miłość. Sophie Lark zdecydowanie NIE UMIE budować relacji między bohaterami.
Zresztą nie tylko relacji między bohaterami, ale ich przemian również. Mikołaj z bezdusznego i oziębłego szefa mafii staje się nagle z mecenasem sztuki, który przy Nessie zachowuje się, jakby ktoś mu odciął jaja. Z kolei Nessa pokazana na początku jako nieśmiała dziewczynka, rozpieszczona przez rodzinę, która boi się odezwać, gdy została pominięta w programie przedstawienia, mimo że stworzyła tam większość układów, nagle stawia się porywaczowi i… stawia porywaczowi. Brakuje mi tutaj ich powolnej przemiany. Znaleźli się oboje w nowej dla nich sytuacji, ale według mnie wszystko dzieje się zbyt szybko. A jak na koniec przeczytałam, że Miko zakochał się w Nessie od pierwszego wejrzenia, to naprawdę nie miałam ochoty zrobić nic innego, jak pacnąć się w czoło i odłożyć czytnik. Nie, on się nie zakochał od pierwszego wejrzenia.
Swoją drogą bardzo często podczas czytania miałam ochotę pacnąć się w czoło. Wiele jest takich scen, w których można poczuć zażenowanie zachowaniem bohaterów lub gdy ma się poczucie, że scena napisana jest na siłę i autorka kompletnie nie czuła tego, co pisze. Może brakowało jej weny, pomysłu, a może zwyczajnie nie umie. Nie wiem, ale odbierało to przyjemność z czytania.
Okrutna Bestia miała fajny zamysł, jednak wykonanie mocno słabe. Z braku laku można sobie poczytać, ale jeżeli masz kolejkę książek do przeczytania, polecam poświęcić ten czas na inną lekturę.