Poprzedni tom z serii In Love przypadł mi do gustu, jednak po dłuższym czasie od lektury stwierdziłam, że nie było to coś, co porwało mnie w stu procentach. Dlatego też, gdy w moje ręce trafiła powieść Madly, moja nadzieja odrodziła się na nowo – z całego serca wierzyłam, że będzie to część, która całkowicie zawładnie moimi myślami i przy której spędzę dobrze czas. Dziś przyszedł czas, bym mogła opowiedzieć Wam coś więcej o tym tytule.
June jest pewna siebie i nie daje sobie wchodzić na głowę. Mason z kolei to bogaty playboy, który zdobywa kolejne kobiety. Nie obchodzi go, że June stale go spławia. Wie, że w końcu przyjdzie dzień, gdy dziewczyna mu się nie oprze i pozwoli Masonowi na coś więcej. Nie wie on jednak, że pod maską nieustraszonej młodej kobiety June jest wrażliwą i dość wycofaną dziewczyną. Nie lubi siebie i nie akceptuje swojego wyglądu, a wszystko przez wymagających rodziców. Mason też ma za sobą niemiłe doświadczenia - jego największa miłość zdradziła go i złamała mu serce. Tych dwoje krąży wokół siebie, ale każde boi się zranienia. Czy w końcu nastanie kres ich wątpliwości?
Standardowo zacznę od bohaterów powieści. June zdobyła moją sympatię już od pierwszej strony. Rozumiałam jej rozterki oraz wszelkie wątpliwości - sama kiedyś przez to przechodziłam. Dlatego też uważam, że ta właśnie bohaterka ma szansę stać się istną inspiracją dla wszystkich dziewczyn. June jest książkowym odwzorowaniem każdej młodej kobiety, która ma zaniżoną samoocenę i myślę, że to z tego też powodu tak mocno związałam się z tą postacią.
Mason również okazał się bohaterem sympatycznym i inteligentnym. Nie powiem, że jego zachowanie w jakiś sposób mi zaimponowało - wręcz przeciwnie. Jestem zdania, że zabrał się on do wszystkiego, co związane z June w zły sposób. Podziwiam jednak jego wytrwałość i determinację w dążeniu do osiągnięcia pewnego celu i to, w jaki sposób odnosił się do tej właśnie bohaterki. Można o nim napisać naprawdę wiele, ale zdecydowanie nie mogę nazwać go złym bohaterem. Może dość pogubionym i chwilami głupiutkim, ale nie złym.
Pióro Avy Reed, tak jak w przypadku poprzedniej części bardzo przypadło mi do gustu. Początek co prawda wydawał mi się dość toporny i przez pierwsze strony odczuwałam pewnego rodzaju zniechęcenie, ale im dalej byłam - tym lepiej było. Myślę, że swobodnie mogę to zrzucić na fakt, iż poprzedni tom czytałam ponad pół roku temu. Być może gdybym czytała go teraz - zdołałabym pozostać w tym rytmie. Nie da się jednak ukryć, że autorka pisze dobrze, całkiem lekko, a dzięki temu powieść tę czyta się po prostu przyjemnie.
Zaimponował mi poruszony wątek dotyczący samoakceptacji i kochania samego siebie. Jest to kolejny niezwykle ważny temat, zwłaszcza dla młodych osób, które siedzą w świecie mediów społecznościowych i na każdym kroku widzą idealne zdjęcia innych dziewczyn/chłopców. Zauważyliście, że żadne z nich nie ma na swoich ciałach jednej choćby skazy? Często okazuje się to prawdą, ale częściej niestety - magią Photoshopa czy innych aplikacji. Dlatego też jestem wdzięczna autorce za poruszenie tego problemu na kartach tej właśnie powieści.
Madly to powieść, która przypadła mi do gustu bardziej niż tom poprzedni. Druga połowa książki zleciała mi tak szybko, że naprawdę nie pamiętam, bym w ogóle przewracała kartki - musiałam to robić dosłownie w tempie ekspresowym. Cieszę się, że mogłam przeczytać tę powieść i z pewnością będę ją polecać dalej. Z niecierpliwością również czekam na kolejną część - liczę na coś jeszcze mocniejszego!