Kanada kojarzy się wielu ludziom z rajem na ziemi. Zresztą prawdą jest, że dla tysięcy okazała się miejscem nowego, lepszego startu. Sam znam ludzi, którzy do niej wyemigrowali i nigdy nie słyszałem by żałowali tej decyzji. Kanada kojarzy się nam nie tylko z zapierającą dech w piersiach przyrodą i olbrzymią przestrzenią, ale również z ponadprzeciętną wolnością, tolerancją i nowoczesnością.
Przynajmniej ja przez lata myślałem, że to (k)raj syropem klonowym płynący, gdzie drwale w kraciastych koszulach, trzymają się za ręce z rozlicznymi emigrantami i wspólnie śpiewają, tańcząc wokół ogniska, a w tle niedźwiedzie, szopy i łosie, w cudownej harmonii, baraszkują wśród wszechogarniającej zieleni. Brutalnie ten obraz zburzyła we mnie lektura „27 śmierci Toby’ego Obeda”, reportażu Joanny Gierak-Onoszko. Przygotował on mnie do zmierzenia się z „Autostradą Łez” przynajmniej w ten sposób, że książka Jessici McDiarmid choć mną wielokrotnie wstrząsnęła, to jednak już mnie nie zmieszała.
Kanada w tym samym czasie gdy dla wielu stała się rajem, jednocześnie dla innych pozostaje piekłem. Celowo używam czasu teraźniejszego, bo niestety obydwa wymienione reportaże nie opisują zamierzchłej przeszłości. Zwłaszcza „Autostrada Łez” dotyka tego co wciąż nie rozwiązane oraz nieprzepracowane. Od wielu lat, wzdłuż jednej z autostrad (choć nie tylko tam), znikają kobiety należące do rdzennych mieszkańców Kanady. Część z nich znaleziono martwych, ale dziesiątki z nich uznaje się za zaginione. Powołana krajowa komisja śledcza w raporcie końcowym opublikowanym w czerwcu 2019 roku stawia gorzką diagnozę:
„Wielu rdzennych mieszkańców przyzwyczaiło się do obecnej w ich życiu przemocy, podczas gdy społeczeństwo kanadyjskie wykazuje przerażającą apatię w rozwiązywaniu tego problemu. Krajowa komisja śledcza w sprawie zaginionych i zamordowanych rdzennych kobiet uznaje, że jest to ludobójstwo”.
LUDOBÓJSTWO TRWA
Nie jestem w stanie powiedzieć co mną bardziej wstrząsnęło. Czy opisane w książce tragedie poszczególnych kobiet i ich rodzin, które zostały nagle pozbawione nie tylko córek, sióstr, matek, ale również możliwości tak potrzebnego pożegnania i odpowiedzi na pytania? Czy opieszałość tych, którzy powinni na te pytania znaleźć odpowiedź? Czy wspomniana, przerażająca apatia kanadyjskiego społeczeństwa? Czy w końcu zatrważająca nieudolność śledczych, który mimo uznania tych zbrodni za ludobójstwo, przez całe dziesięciolecia nie potrafią nie tylko zapobiec kolejnym morderstwom, ale nawet wyjaśnić dawnych spraw.
Kobietobójstwo jest problemem, który bardziej kojarzy nam się z krajami pokroju Meksyku niż Kanadą. O ile jednak powieść „Czas huraganów” Fernandy Melchor brutalnym (i wulgarnym) językiem dotyka tego zagadnienia poprzez fikcyjną historię, to w przypadku „Autostrady Łez” otrzymujemy rzeczowy, dobrze (i kulturalnie) napisany reportaż, który (niestety) bazuje na sprawdzonych i zweryfikowanych danych. Morderstwa kobiet są raną na sumieniu Kanady, której daleko do zabliźnienia, ponieważ problem wciąż pozostaje aktualny. Mimo sympozjów, mimo powszechnie chwalonych i akceptowanych „planów naprawczych”, mimo organizowanych przez rodziny ofiar wielokilometrowych marszy, mimo ogólnej świadomości, mimo coraz liczniejszych artykułów i podcastów, mimo wielomilionowych dotacji i powoływania kolejnych grup zadaniowych. Mimo tego wszystkiego:
„Na Autostradzie Łez dziewczęta i kobiety wciąż giną. W 2017 roku Frances Brown zniknęła podczas zbierania grzybów na północ od Smithers. Rok później osiemnastoletnia Jessica Patrick zaginęła w Smithers i została znaleziona martwa niedaleko miasta. Wkrótce potem w Hazelton zniknęła Cindy Martin. Rdzenne kobiety i dziewczęta nadal giną i są mordowane w całej Kanadzie. Jednak, jak dowiadujemy się z reportażu na kanale Aboriginal Peoples Television Network z maja 2019 roku, nadal nie ma bazy danych do śledzenia przypadków zaginięć, a faktyczne liczby nie zostały zaktualizowane od czasu raportu policji z 2015 roku.”
DRUGA GENERACJA SZKÓŁ Z INTERNATEM
Reportaż Jessici McDiarmid jednoznacznie pokazuje, że korzenie tej tragedii sięgają znacznie głębiej niż pierwsze odnotowane „zniknięcia” kobiet przy autostradzie numer 16. Należałoby cofnąć się do czasów gdy kształtowała się państwowość Kanady. Mieszkańcy kraju klonowego liścia niedawno świętowali 150-cio lecie, ale przecież logika nam podpowiada, że wcześniej kraina Wielkich Jezior nie była przecież niezamieszkana. Może to nie pasować do naszego obrazu tego kraju, jednak druga połowa XIX wieku to okrutny okres bezprawia i niesprawiedliwości, gdy rdzenne narody były ciemiężone, spychane do rezerwatów, grabione i siłą „cywilizowane”. Gdy na naszych ziemiach gazety drukowały w odcinkach „Lalkę” Bolesława Prusa i rozmyślaliśmy o pracy u podstaw, w tym samym czasie na terytoriach powstającej Kanady państwo siłą odbierało „dzikim” dzieci i umieszczało je w szkołach z internatem. Z założenia miały tam być ucywilizowane, a w praktyce pozbawiano je godności, oznaczano numerem jak w obozach koncentracyjnych i robiono wiele okropności, od wspominania, których włos jeży się na głowie. Temat ten dość wyczerpująco podjęła wspomniana Joanna Gierak-Onoszko w „27 śmierciach Toby’ego Obeda”. Kto wie czy droga numer 16 stałaby się owianą złą sławą „autostradą Łez” gdyby nie szkoły z internatem? Pojawiają się one w tak wielu przytoczonych przez Jessicę McDiarmid historiach, że powyższe pytanie wydaje się być zasadne:
„Najpierw przedstawiciele rządu przyszli po starsze z nich. A potem przyszli po Matildę. Arthur i Mary próbowali powstrzymać władze, ale nic nie mogli zrobić – RCMP (policja) dała im jasno do zrozumienia, że za opór spotka ich areszt. W ten sposób Arthur i Mary stracili wszystkie swoje dzieci, które umieszczono przymusowo w szkołach z internatem.”
Choć ostatnie lata w Kanadzie upłynęły pod znakiem rozliczeń (zarówno moralnych jak i finansowych) z ofiarami tych placówek oświaty, które prowadzone były głównie przez kościelne misje, to jednak z lektury „Autostrady Łez” wynika, że i w tej kwestii pozostaje jeszcze wiele do zmiany. Błędne koło sprawia, że ludzie z rdzennych narodów, którzy zostali stłoczeni w niewielkich rezerwatach, wciąż borykają się ze złym traktowaniem oraz brakiem perspektyw, co z kolei prowadzi do powielania wzorców ocenianych jako patologiczne i … odbierania dzieci takim rodzinom. Jessica McDiarmid pisze o drugiej generacji szkół z internatem:
„W 2018 roku ówczesna federalna ministra ds. usług dla ludności rdzennej Jane Philpott opisała krajowy system opieki nad dziećmi jako pełen „przewrotnych zachęt”, dzięki którym placówki opieki nad dziećmi otrzymują fundusze na podstawie liczby dzieci objętych ich kuratelą. – To oznacza, że im więcej dzieci jest pod ich opieką, tym więcej pieniędzy placówki dostają z rządowej kasy – powiedziała Philpott, jednocześnie nazywając tę sytuację „kryzysem humanitarnym.” – To naprawdę kwestia zmiany sposobu myślenia i polityki. Czas zmienić system, który ustala priorytety działania i finansowanie w oparciu o obawy, na taki, którego głównym celem jest prewencja – dodała. – Obecnie systemem opieki społecznej objętych jest więcej rdzennych dzieci, niż znajdowało się w kulminacyjnym momencie w owianych złą sławą szkołach z internatem. Jest ich tyle, że system ten zyska miano „drugiej generacji szkół z internatem”.
PRACA U PODSTAW
„Autostrada Łez” odsłania najbrudniejsze sekrety Kanady. Kraj ten czeka wiele pracy i to pracy u podstaw. Nie oszukujmy się, że sytuacja się faktycznie zmieni, dopóki okazuje się, że policjanci odpowiedzialni za śledztwa są pełni uprzedzeń rasowych. Ludzie nie przekażą im niezbędnych informacji do rozwiązania spawy, jeśli doznali wcześniej z ich strony przemocy, a nawet gwałtów (i niestety nie jest to figura retoryczna!). Ciężko wierzyć w tryumf sprawiedliwości jeśli okazuje się, że sędzia przez lata bezkarnie wykorzystywał seksualnie niepełnoletnie dziewczynki, a następnie orzekał w ich sprawach. W Kanadzie wciąż są równi i równiejsi. Gdy zaginie biała dziewczynka z dobrego domu – cały kraj angażuje się w czuwania, zbiórkę pieniędzy i przeczesywanie terenu centymetr po centymetrze. Gdy spotka to rdzenną dziewczynę, która znana jest policji ze względu na „kiepskie prowadzenie się” – nikt nie chce przyjąć nawet zgłoszenia. Tak niestety się wciąż w Kanadzie dzieje, a książka Jessici McDiarmid dostarcza aż nadto dowodów i konkretnych przykładów.
„W Edmonton, podobnie jak w północno-zachodniej Kolumbii Brytyjskiej, od dziesięcioleci dochodzi do zaginięć i morderstw kobiet. Według analizy „Globe and Mail” od roku 1986 prawie pięćdziesiąt kobiet zamordowano w podobnych okolicznościach (co oznacza na przykład, że ich ciała znajdowano porzucone na dworze). Wiele z nich pracowało seksualnie na ulicy, a rażąco nieproporcjonalną liczbę ofiar stanowiły rdzenne mieszkanki. Pomimo utworzenia grupy zadaniowej, która badała wiele morderstw, do 2016 roku oskarżenia zostały postawione w zaledwie jedenastu z czterdziestu dziewięciu spraw”.
Tu naprawdę potrzebna jest praca u podstaw. Zmiana, która sięga samego korzenia. Nie skończy się to dopóki ludzie z beztroską potrafią stwierdzić, że ofiary „same są sobie winne, bo wybrały taką a nie inną drogę życia”. „Gdyby nie podróżowały autostopem w środku nocy prawdopodobnie nadal by żyły”. „Gdyby siedziały w domu zamiast imprezować nic by się im nie stało”. Te złote rady niczego jednak nie zmienią, a zwłaszcza faktu, że nic nie usprawiedliwia gwałtu i odebrania komuś życia. W pierwszej kolejności należy zapobiec dalszym morderstwom, a jednocześnie warto zadać sobie pytanie jak pomóc rdzennym kobietom wyjść z uzależnienia od narkotyków, które prowadzi tak często do prostytucji, jako najprostszej (a często jedynej realnej) opcji na zdobycie pieniędzy. Gdy oddamy im głos, okazuje się, że używki często były efektem (a nie przyczyną !) złych doświadczeń z ośrodkami, które z założenia mają pomagać.
„KTO AKCEPTUJE ZŁO, NAPRAWDĘ Z NIM WSPÓŁPRACUJE”
„Autostrada Łez” pełna jest gorzkich historii. Nie był to najlepszy dobór lektury na urlop, jednak bez wątpienia jest to książka ważna i potrzebna. Możemy wybierać niewiedzę, ale – choć nie chcę w nikim wzbudzać poczucia winy – w ten sposób przyczyniamy się do zła. Pierwszym krokiem do skutecznego leczenia zawsze jest trafnie postawiona diagnoza. Książka Jessici McDiarmid jest w tym pomocna. Przez lata tak wiele zamiatano pod dywan, że dziś ciężko po nim przejść i się nie potknąć. Naszą wspólną odpowiedzialnością jest przynajmniej nie uciekać od prawdy. Jak mówił Martin Luther King Jr:
„Ten, kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia. Ten, kto akceptuje zło, nie protestując przeciwko niemu, naprawdę z nim współpracuje”.
Polecam Wam zapoznanie się z historiami przedstawionymi w „Autostradzie Łez”. To bardzo rzetelna praca dziennikarska. Choć do polskiego czytelnika bardziej trafiać będzie reportaż napisany przez naszą krajankę, tj. „27 śmierci Toby’ego Obeda”, to „Autostradę Łez” można potraktować jako lekturę poszerzającą jeszcze bardziej nasze zrozumienie tego z czym boryka się dziś Kanada.
W książce Jessici McDiarmid było dla mnie momentami zbyt wiele szczegółów, ale rozumiem z czego to wynika. Choć informacje na temat dokładnych dotacji dla poszczególnych grup zadaniowych w policji (i ich przesunięć) zdają się niewiele wnosić, wiem, że były one potrzebne dla czytelników kanadyjskich, którzy na podstawie tej lektury mogą rozliczać w przyszłości rządzących. Choć momentami byłem zagubiony w zbyt wielkim nagromadzeniu szczegółów, książkę oceniam wysoko. Wielkim plusem są też pojawiające się w książce zdjęcia oraz mapka, czyli jedyne elementy, których mi zabrakło w wspominanym reportażu Joanny Gierak-Onoszko.
Czytajcie i zapłaczcie nad losem kobiet, które zginęły przy „Autostradzie Łez”.
Mikrokosmos narodowej tragedii „Nikt nie wie, kim była pierwsza rdzenna dziewczyna lub kobieta, która zniknęła na odcinku autostrady między Prince Rupert a Prince George, ani kiedy to się stało. N...
Komentarze
@Brzezina · ponad 2 lata temu
Bardzo dobra recenzja. Tez jestem pod wrażeniem "27 śmierci Toby'ego Obeda" i na pewno sięgnę po "Autostradę łez".
Mikrokosmos narodowej tragedii „Nikt nie wie, kim była pierwsza rdzenna dziewczyna lub kobieta, która zniknęła na odcinku autostrady między Prince Rupert a Prince George, ani kiedy to się stało. N...
Kanada nie jest moim wymarzonym miejscem ani do mieszkania ani do pracy. Przeraża mnie jej ogrom . Drugie największe terytorium świata ma liczbę mieszkańców porównywalną do Polski. Każdy mój wyjazd d...
Od kiedy tylko rozpoczęłam swoją przygodę z książkami, reportaży unikałam jak ognia. Na widok opisów historii, które wydarzyły się naprawdę, dostawałam dreszczy, a formułka, na jaką składała się treś...
@werka751
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...