Przepastne przestrzenie, majestatyczne góry, niezgłębione lasy i dzika przyroda Kanady fascynuje mnie od lat. Piękna i nieco niedostępna, magnetyzuje, imponuje krajobrazem. Długi czas nie zdawałam sobie sprawy, że wśród urody tych zatok i jezior, ukryty jest również pewien złowrogi cień, a Kanada nie od zawsze i nie dla każdego jest ziemskim rajem. Pierwszym szokiem była lektura "27 śmierci Toby’ego Obeda" Joanny Gierak-Onoszko, która prawdziwie łamie serce, a opisane w niej obrazy na zawsze już każą patrzeć na tej kraj z innej, smutnej, perspektywy.
Podobnie będzie w "Autostradzie Łez" Jessiki McDiarmid, która dotyka góry lodowej problemu klasowej dyskryminacji. Ten reportaż to przede wszystkim bolesna historia ludzkiej obojętności, ignorancji ugruntowanej rasizmem i seksizmem.
Przez dziesięciolecia kobiety i dziewczęta z domostw ludów pierwotnych ginęły lub zostawały znalezione martwe na odosobnionym odcinku kanadyjskiej autostrady w północno-zachodniej Kolumbii Brytyjskiej. Gęste lasy, brak zasięgu telefonicznego i publicznego transportu przez dekady tworzyły idealne warunki dla przestępców. Przede wszystkim zaś kusił ich i rozochocał zupełny brak konsekwencji, milczące przyzwolenie kojarzone z lekkimi obyczajami ofiar, oraz niemal całkowita bezczynność organów ścigania.
Autostrada numer 16 wije się niczym wąż przez gęste lasy, wyludnione miasteczka i dziesiątki rezerwatów Indian. Wąska, dwu...