A to niespodzianka! Ta niepozorna książka okazała się jedną z lepszych thrillerowych nowości jakie w ostatnich latach dane mi było czytać. Po paru sporych czytelniczych zawodach od dłuższego czasu unikam sięgania po nowowydawane thrillery nieznanych mi autorów. W przypadku “Łowcy tatuaży” zrobiłam jednak wyjątek - od kiedy tylko zauważyłam go w zapowiedziach bardzo przyciągało mnie do tej książki. Już sama fabuła należy do tych oryginalniejszych i niewątpliwie intrygujących. Mamy bowiem seryjnego mordercę polującego jedynie na osoby wytatuowane. Dodajmy jeszcze, że ów tajemniczy zabójca ciała swoich ofiar porzuca oskórowane. Skojarzenia z “Milczeniem Owiec” jak najbardziej słuszne. Jednak uspokajam - Alison Belsham mistrzowskim dziełem Thomasa Harrisa jedynie się delikatnie się zainspirowała, nie ma tu zrzynki na całego czy nieudanej próby splagiatowania. Tak jak “Milczenie Owiec” również i “Łowca tatuaży” może poszczycić się ciężkim i ponurym klimatem, jednak nie w aż tak dużym stopniu (i nie ukrywajmy - literacko też nie jest aż na tak wysokim poziomie). Nie jest też tak brutalnie jak u Chattama czy Cartera, ani tak mrocznie jak u Hayder. Belsham udało się uchronić od wszystkich mankamentów, na które to masowo chorują ostatnie thrillery. Nie ma w ”Łowcy” płaskich i papierowych postaci, nie ma też policjanta alkoholika z traumatyczną przeszłością, która rzutuje na obecne życie prywatne i zawodowe bohatera, a w końcu i w samej historii nie uświadczy się braku logiki ani irracjonalnych zdarzeń i zachowań bohaterów - elementów tak nieodzownych w najnowszych bestsellerowych thrillerach, że możnaby się zastanowić czy nie są to nowe wyznaczniki gatunku. Mocną stroną tej powieści, i tym co ją tak wyróżnia spośród innych tytułów, są niebanalne detale - wytatuowany kot, nawiązania do Japonii, subkultura tatuażu, żeby wymienić kilka.
Alison Belsham w swoim debiucie (!!!) wciąga czytelników w dynamiczne i trzymające w napięciu śledztwo toczące się w posępnym, klimatycznym Brighton - wraz z jego charakterystycznymi angielskimi zadymionymi pubami i przyciemnionymi studiami tatuażu. Naprawdę dobry kryminał, który w pełni spełnia wymogi literatury rozrywkowej. Należą się tym większe wyrazy uznania, że to debiut Brytyjki. Po kolejne powieści autorki na pewno i z ogromną chęcią sięgnę. Liczę, że “Łowca tatuaży” nie okaże się jedynie jednorazowym przebłyskiem talentu, a i przyszła twórczość Belsham będzie na tym samym - a nawet i wyższym - poziomie.