Powieść idealna dla każdego, kto pragnie zgłębić wiedzę na temat kształtowania się losów Korei. Dziś możemy odnaleźć wiele publikacji na temat bieżącej transformacji tego państwa, przebiegu granic, panującego ustroju oraz punktu, od którego to wszystko się zaczęło. Za to Pearl Buck przybliża nam spojrzenie na kraj jeszcze nie podzielony wewnętrznie na dwie frakcje, a nękany przez zewnętrzne mocarstwa. Na przykładzie Korei uświadamia nam, jak losy małych państewek są zdominowane przez siły od nich niezależne. Korea była jedynie buforem terytorialnym między Chinami, a Japonią, była też przestrzenią, po którą chętnie wyciągały ręce zarówno Japonia, jak i Rosja. A silna Ameryka nie dawała wcale takiego wsparcia, jakiego oczekiwali bohaterowie zaprezentowanej historii. Pokładanie nadziei w wyzwolenie spod japońskiego jarzma Il-han przypłacił rozgoryczeniem będąc świadkiem przybycia tak zwanych wyzwolicieli i zawarcia sojuszu z Japończykami. Nie było mowy o zyskaniu niepodległości kraju; najpierw słaby król, potem przejęcie zwierzchnictwa przez gubernatora generalnego Japonii nie pozostawiało złudzeń, co do dalszych losów państwa.
Buck skupiła się głównie na polityce, barwnym przedstawieniu trudów, z jakimi musiał sobie radzić człowiek w państwie, które nie zapewniało bezpieczeństwa. Słabość rządzącego, wykorzystywanie chłopów, którzy swoją pracą utrzymywali elitę, właściciele majątków, którzy powszechnie zdobywali ziemię w nieuczciwy sposób, do tego jednostki, które prowokowały do wewnętrznego skłócenia. Ostatecznie słabość Koreańczyków doprowadziła do utraty niepodległości i posłuszeństwa zaborcy, któremu zależało jedynie na wynarodowieniu kraju, którego usytuowanie umożliwiało łatwy dostęp do chińskiego kolosa. Tak było kiedyś, tak jest dziś, niewiele w tych kwestiach zmienia się na lepsze.
Natomiast mnie w treści zabrakło równowagi w przedstawieniu zdarzeń historycznych mających na celu walkę o wolność i obyczajowych, czyli strefy z życia bohaterów. Same relacje Il-hana i Sunyi są przedstawiane nazbyt poetycko. I bynajmniej nie chodzi o to, iż jak sama Autorka pisze, nie były to typowe relacje między kobietą a mężczyzna w tym rejonie, ale sam styl wypowiedzi, jakim posługują się względem siebie jest jakby z innej bajki. Szczególnie biorąc pod uwagę opisy zdarzeń, budowane na przeciwieństwie, pokazujące tragizm losu ludzkiego, represje rewolucjonistów, niszczenie kultury i tradycji, to dialogi są elementem na minus. Za to już opis różnic kulturowych, jakich mogą doświadczać koreańscy bohaterowie wtedy, gdy wyjeżdżają do Stanów jest tutaj bardzo plastycznie pokazany, wraz z odczuciami zakłopotania i zdziwienia Sunyi. To coś więcej niż pokazanie azjatyckiego kraju przełomu XIX/XX wieku, bo przy okazji dochodzi do skonfrontowania kultur Wschodu z Zachodem, ukazanie jednego na tle drugiego, odmiennego społeczeństwa, a z tym Buck nigdy nie miała problemu.
Natomiast, to co niezmiernie irytuje w książce wcale nie dotyczy tematyki, czy sposobu przedstawiania zjawisk, a są to liczne i różnorodne błędy, o które dosłownie potykamy się na przestrzeni całej powieści. Literówki literówkami, ale zmiana rodzaju, przestawny szyk zdania, brak końcówek lub wyrazów? Nagromadzenie błędów zdumiewa i zmniejsza przyjemność obcowania z książką.