Opowiadania Osamu Dazai nie są tym, od czego polecałabym poznać się z twórczością autora. Myślę, że znacznie bardziej spodobają się ludziom, którzy już mieli szansę utonąć w jego słowach (lub tym, którzy już odczuli klimat literatury popularnej w powojennej Japonii). W jego powolnym snuciu fabuły i ogromem bólu ukrytym pod codziennością. W tak krótkich tekstach bowiem autor nie oczarował mnie równie mocno, co swoją powieścią (a czytać przyjemność miałam „Zatracenie" i pełnię jej mocy odczułam dopiero jakiś czas po zakończeniu lektury), ale było dobrze, momentami bardzo dobrze. Jak w historyjce dziejącej się w czasach wojny, gdzie narratorem jest banknot. Jak w opowieści o kobiecie, która wciąż czekała, choć nie wiedziała na co. Jak w tekście o biednych runinach, którym została jedynie godność. Osamu sięgał po motywy wzruszające lub wytykające pewne przywary. Skupiał się na miejscu jednostki w społeczeństwie lub tym, jak ona sama się postrzega. Tytułowe opowiadanie natomiast było niczym nieudolne próby łapania spadających liści, gdy jeszcze są w locie. Akapity skakały po przeróżnych scenach, które razem miały stworzyć spójny obraz, ale którego nie udało mi się dostrzec. Opowiadanie to mocno wyróżniało się na tle innych i zdecydowanie będę musiała do niego pewnego dnia wrócić. Może nawet nie tylko do niego?
Proza Osamu to ten rodzaj literatury, który w czytelnika zwykle uderza dopiero, gdy mija więcej czasu od zakończenia lektury. W głowie lubi wtedy tkwić poczucie beznadziei, jakie króluje w jego twórczości (opowiadanie na podstawie poematu z „Futokoro suzuri", gdzie wyśmiewa podążanie za głosem serca, to jedynie jeden z wielu przykładów), ale tym razem pojawiają się i promyki radości (opowiadanie na podstawie antycznej legendy i wiersza „Schillera" jest nieco brutalne, ale bardzo pozytywne, czego się nie spodziewałam). Jest więc pewna różnorodność i jest oblicze twórczości autora, którego nie znałam, a to zawsze stanowi duży plus. Oprócz tego Osamu Dazai jest przykładem „szablonowego" przedstawiciela literatury, która królowała w Japonii zaraz po Drugiej Wojnie Światowej. Świetnie bowiem odbija stany psychiczne, które kierowały ludźmi. A ostatnim argumentem za sięganiem po jego twórczość jest jego życiorys, czyli kilka prób samobójczych wraz z partnerkami i uzależnienie od morfiny, bo kto z nas nie kocha twórczości autorów, którzy na pewnym etapie się stoczyli?
Mam mieszane odczucia względem zbioru, ale jestem pewna, że za tydzień lub dwa mocno on we mnie uderzy. Póki co czuję go głęboko w moim sercu, bo nieprzyjemnie uwiera, ale dopiero mości sobie tam wygodne miejsce.
tłum. Dariusz Latoś