Przyznaję się bez bicia. Jak każdy Polak, jestem "po". Co to znaczy? Otóż nasz naród ma jedną denerwującą cechę. Interesuje się pewnymi zagadnieniami PO jakimś fakcie. Narodowy socjalizm interesuje nas PO zamieszkach, prawami dzieci interesujemy się PO jakimś bulwersującym wydarzeniu, a rzeczy które na co dzień mamy w nosie, ważne zdają się być dopiero PO skandalu jakie wywołały. Nie inaczej jest ze sportem. Kto interesował się tenisem przed sukcesami Radwańskiej? Oczywiście były jakieś tam występy Domachowskiej, czy Frystenberga i Matkowskiego, aczkolwiek większość rodzimych kibiców zaczęła fascynować się tym sportem, dopiero PO sukcesach krakowianki. Ja również zaliczam się do tego grona, toteż z wielką ciekawością przystąpiłem do lektury autobiografii Andre Agassiego. Jest jedną z ikon tenisa, aczkolwiek większość mieszkańców naszego wspaniałego kraju, go kojarzy głównie z reklam pewnej znanej marki maszynek do golenia.
W "Open", bo taki ta książka ma tytuł, autor przybliża kulisy swojej kariery, w czasie której wygrał chyba wszystko co mógł, w tym 8 turniejów wielkoszlemowych. Po zakończeniu kariery sportowej, został celebrytą i filantropem czynnie działając w fundacjach charytatywnych. Mimo to, czytając wspomnienia Amerykanina, ani razu nie miałem wrażenia, że starał się on wyidealizować swoją postać. Kiedy mówi o swojej karierze, mówi tak jak było, nie unikając przy tym trudnych tematów.
A trzeba przyznać, że trudności w jego życiu było, co nie miara, a największą z nich jest jego nienawiść do tenisa. Przymuszany do niego przez despotycznego ojca, zrobił karierę mimo pernamentnej kontuzji pleców, w między czasie szprycując się różnymi świństwami, niczym czołowe biegaczki Republiki Demokratycznych Niemiec. Do tego, opowiada nam on o kulisach tenisa, jednakże wydaje mi się, że czasami zachowuje się zbyt zachowawczo i nie ujawnia tylu szczegółów, co inne gwiazdy w swoich autobiografiach. Miłośnicy skandali mogą być troszkę zawiedzeni, tym bardziej że jeżeli już czytamy o czymś bulwersującym, głównym bohaterem przedstawionych wydarzeń jest sam Agassi. Mimo wszystko, opowiada on bardziej o swoim życiu, niż o tenisie, aczkolwiek robi to z dużym wyczuciem i taktem. Dla mnie to duża zaleta, bo jeżeli czytam jakąkolwiek biografię, chcę czytać o danej osobie, a nie o wszystkich wokół. Autentyczność opowieści Amerykanina potęguje ilość tematów, jakie podejmuje i sposób, w jaki to robi. Są tu zarówno fragmenty śmieszne (wyznanie dotyczące zakładania peruki, czy grania bez majtek), romantyczne ( miłość do Steffi Graff i dzieci), jak i straszne (postać Ojca, nieudane pierwsze małżeństwo), ale ani jeden z tych elementów nie jest sztuczny czy zbędny. Podczas czytania tej książki nie sposób się nudzić. Głównie, dlatego że tenis jest tu jedynie klamrą spinającą wszystkie elementy, nie zaś bohaterem. Bohaterem jest człowiek, co zresztą jest jej następną zaletą.
Zresztą, lektura tej książki to nie lada zabawa. Niezwykła lekkość pióra tenisisty sprawia, iż nie sposób oderwać wzroku od tekstu. Równie dobrze wypada polskie wydanie, solidne w twardej oprawie, z wieloma ilustracjami. Książka jest gruba, aczkolwiek to głównie sprawa tychże obrazków i słusznej czcionki, co nie zmienia faktu, że jej długość jest satysfakcjonująca. Również tłumaczenie wydaje mi się idealne, być może czasami szerzej mogłyby być wytłumaczone niektóre pojęcia, aczkolwiek od czegoś przecież jest Wikipedia.
"Open. Autobiografia tenisisty" to bardzo udany tytuł. Być może stwierdzę to trochę na wyrost, ale jak dla mnie jest to najlepsza książka biograficzna tego roku. Staje ona w opozycji do większości wydawnictw na rynku, zamiast skandali dając dobrą opowieść. Opowieść o tenisie, życiu. Przeczytałem, że to najbardziej antysportowa książka, jaka istnieje. I trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, bo po jej przeczytaniu o wiele mniej lubię Agassiego-sportowca, a lepszy wydaje mi się Agassi-człowiek.