W 2003 roku świat oszalał na punkcie jednej książki. To był rok "Kodu Leonarda Da Vinci". Dan Brown sprzedał swoją powieść w 80 mln egzemplarzy, stawiając swoje dzieło w czołówce bestsellerów. Rok później, gdy książka trafiła i do nas, rozgorzała dyskusja nad prawdziwością przedstawionych w niej wydarzeń. Strony w niej, nie zważały na pojęcie fikcji literackiej, a sam autor dolewał oliwy do ognia przekonując, że odwoływał się w niej do autentycznych źródeł, co spowodowało przemożną chęć niektórych środowisk, do udowodnienia mu kłamstwa. Skończyło się na tym, że bardzo szybko zaczęły się pojawiać na rynku opracowania o kłamstwach zawartych w kodzie, a książka Al... znaczy DOKTORA Alfreda J. Pally " Kod Leonarda Da Vinci: Fakt, czy fikcja?" jest jedną z nich.
Jako, że autor jest bardzo skromny, lwią część książki zajmują materiały autopromocyjne. Oprócz standardowej noty o autorze mamy wywiad z nim, kilka stron z opisami innych wydawnictw pana Alfreda, a sama książka przesycona jest radosnym samozachwytem pana doktora. I w tym miejscu, drogi czytelniku. musisz wiedzieć że "Kod (...) " napisał nie byle kto, lecz nie tylko zawodowy demaskator błędów w książkach sensacyjnych, lecz również w Biblii ("Sekrety Biblii"), potrafi on motywować ludzi ("Radość mimo trudności", "Sukces w twoich rękach"), jest wybitnym historykiem śledczym ("Skarby Salomona", "Całun turyński"), oraz tłumaczem (cykl "Złote myśli"). Po tytułach widać, w jaką niszę celuję autor, a lektura jego "dzieła" tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że ja do tej grupy nie należę.
Książka, a raczej broszurka (wczoraj od świadków Jehowy otrzymałem ulotkę mającą 140 stron drobnym makiem, stąd klasyfikacja), którą przeczytałem liczy 126 stron z czego sama treść zajmuje zaledwie 86. Pewnie zastanawiacie się, co zajmuje kolejne strony? Już śpieszę z wyjaśnieniem: wyżej wymieniony wywiad z autorem (5 stron), gnostyckie ewangelie ( 19 stron), reszta to zapowiedzi, bibliografia, indeks, przypisy. Sam tekst to bardziej rozprawa naukowa na temat zakłamań w książce Browna , niż proste wyliczenie błędów amerykańskiego powieściopisarza. Niesie to za sobą pewne konsekwencje i wszyscy ci, którzy liczyli na fascynującą opowieść, będą zawiedzeni. Tak jak napisałem wcześniej, sama warstwa merytoryczna jest niezła. Autor odwołuje się do przykładów, obala w sposób logiczny argumenty autora "Kodu Leonarda Da Vinci" i wszystko pewnie byłoby ok, gdyby nie dwie sprawy. Pierwszą z nich jest to, że gdzieś po drodze doktor Palla gubi się w swoim wywodzie i oddala się do tematu, poddając się dywagacji na tematy kościelne. O dziwo, te momenty są ciekawsze od tematu książki, lecz mimo wszystko musze uznać je za spory minus, bo tytuł zobowiązuje. Drugą rzeczą odtrącającą od książki jest jej język. Siermiężny niczym radziecki czołg, mdły jak szpitalna zupa i nudny niby relacja z turnieju szachowego w Pcimiu Dolnym. Autor ani przez chwilę nie chce przypodobać się czytelnikowi, cały czas miałem wrażenie, że pisze dla siebie, a nie dla potencjalnego kupca książki.
Te wszystkie wady możnaby przysłonić argumentem o grupie docelowej tego tytułu, lecz jest coś, co dodatkowo obciąża konto pana Alfreda. Po premierze w 2003 powieści Dana Browna na fali krytyki jej przez środowiska kościelne, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać podobne opracowania. Wówczas przeczytałem kilka z nich, a to wydaje mi się najsłabsze.
Już przy lekturze książki Amerykanina rozsądny czytelnik zdawał sobie sprawę z banialuk jakie wypisuje Brown, szczególnie jeśli przy tej okazji zainteresował się choć trochę historią. Pomijając jednak ten fakt, autor naprawdę niczego nowego nie mówi, a część rzeczy przedstawia na zasadzie tak, bo tak. Może, gdyby nie był on chrześcijańskim teologiem, sprawa miałaby się lepiej, a tak... A tak pozostaje niesmak.
Zanim przejdę do podsumowania, muszę zauważyć jeszcze jedno. Autor zupełnie ignoruje fakt, że książka Browna to czytadło dla mas. Fikcja, która z założenia miała być skandalizująca, lecz wciąż fikcją. Każdy, kto myśli inaczej, w moim mniemaniu ma troszkę nie równo pod sufitem. Bo jak można brać na poważnie kogoś, kto z założenia jest bajkopisarzem? Zresztą, patrząc po tytułach innych książek doktora Pally, mam podobne wrażenie. Jego, mimo solidnego wykształcenia i umiejętności, dokonania solidnej oceny "Kodu", nie można traktować go inaczej, niż z przymrużeniem oka.
Po wydaniu "Kod Leonarda da Vinci" szybko stał się bestsellerem. Krytycy tej książki mówią, że poza skandalizującą fabułą jest ona płytka, głupia i ogólnie słaba. Przed przeczytaniem przedmiotu tejże recenzji, znów sięgnąłem po książkę Browna i muszę powiedzieć jedno. Bawiłem się przy niej 100 razy lepiej niż przy książce Alfreda Pally. A w obliczu tego, że od czasu jej pierwszego wydania w 2005 roku, dużo wody upłynęło i na rynku pojawiło się wiele lepszych pozycji, nie polecam jej nikomu. Bo nawet fotografie w tej książce są czarno-białe. Czyli takie jak jej treść. Szara, nudna i mimo iż solidna, to jednak odtrącająca.
"Kod Leonarda da Vinci: fakt czy fikcja?" obiecuje wiele, lecz zamiast przejażdżki rollercoasterem, otrzymaliśmy karuzelkę, która nijak nie bawi, a może tylko zanudzić. Wystawiam jej najniższą możliwą ocenę przede wszystkim dlatego, że bez najmniejszego trudu można znaleźć tytuły o tej samej tematyce, lecz obszerniejsze, przystępniejsze, a przede wszystkim ciekawsze. Mimo najszczerszych chęci, nie znalazłem żadnego usprawiedliwienia dla kupna tej pozycji, a jej druzgocąca klęska w konfrontacji z oryginałem, sprawia, że zdecydowanie odradzam lekturę tego tytułu.